Smak też się wykończył za działaniem chemicznej trucizny.
Frankfurterki smakują jak musztarda, musztarda jak ketchup, ketchup z musztardą... jak chlebek słonecznikowy.
I
wciąż mam chęć na coś dobrego, coś niepapierowego, prawdziwego,
kwaśnego, ostrego, słodkiego... WYRAŹNEGO! Moja Mam przekonuje, że nie
jest najgorzej. Że mogłabym czuć 24h metalowy posmak, jak niektórzy
relacjonują pochemiczne sajd efekts...
Tego się będę trzymać!
A za parę dni gdy już będę miała czym smakować wrzucę na ruszt... chińczyka, kebsa, maca...
taaaaak za mną chodzi jakieś niezdrowe, wyraźne jedzenie!!!! A co
najlepsze, wiem, że wraz z powrotem smaku ta chęć też się skończy :-)
Tymczasem... jestem jealous, że wy odbieracie przynajmniej jeden ze swoich zmysłów intensywniej niż ja...
Pociesze Cię kochana- dla mnie już drugi raz w miesiącu wszystko jest jak żyletka za sprawą anginy, więc uwierz mi nie jest tak źle :P
OdpowiedzUsuńKasia T
To rzeczywiście z dwojga złego wybieram brak smaku niż cięcie żyletką ;-)
UsuńA przy okazji gratuluje liczby odsłon która jeśli mi licznik dobrze pokazuje, wskoczyła już na liczbę10682!!!
OdpowiedzUsuńKasiaT
fajną masz mamę :-)
OdpowiedzUsuńyou have people who believe in you,
depend on you,
support you and root for you.
let this be your motivation and inspiration.
https://www.youtube.com/watch?v=Tth-8wA3PdY
ściskam
S.Z.
ja jestem na immunoterapii i co sobotę marzę o sajgonkach
OdpowiedzUsuń:) rozmarzyłam się... znów! mniam!
Usuń