czwartek, 30 lipca 2015

172. Jak dziewczyna







godzina słuszna, a ja wciąż nie do końca spakowana...
nie mam weny dzisiaj na pakowanie...
nie lubię też tej kołaczącej w głowie myśli czego zapomnę, bo wiem, że istotnie okaże się, że czegoś zapomniałam
z dwojga złego, zdecydowanie preferuję rozpakowywanie ;-)
a jak jest z Wami?

środa, 29 lipca 2015

171. Fryzjerska korekta

Powoli zmuszam się do ogarnięcia spraw przed piątkowym wyjazdem.

Jak przystało na sanatoryjną kuracjuszkę odwiedziłam też fryzjera co by zrobić się na bóstwo.
Będę miała rwanie jak nic!!!!! ;-)
Śmieszne to było "cięcie" trwające jakieś 3 minutki. Śmiałyśmy się z moją fryzjerką, że nawet cięciem nazywać się nie może, co najwyżej drobną korektą tego co wyrosło po chemii.
Nie ziściło się marzenie o rudych lokach.
Ale bardzo nie roz....paczam ;-)





sobota, 25 lipca 2015

170. Fatalnie

się czuję.
W te upały.
I bez jajników.

Nie tak miał wyglądać mój czas po wygranej z rakiem.
Nie tak...

Żywię urazę i pretensję. Tylko do kogo zaadresować?????

piątek, 24 lipca 2015

169. Optymalizacja kosztów według NFZetu

Będąc dziś na kontroli u radioterapeuty, przekazano mi smutną i kuriozalną informację, że decyzją NFZetu z końcem sierpnia oddział radiologiczny w Otwocku zostaje zamknięty.
W ocenie NFZetu Centrum Onkologii, gdzie na naświetlania czeka się przy dobrych wiatrach kilka tygodni, doskonale poradzi sobie z nagłym napływem setek pacjentów leczonych dotąd w Otwocku.
A tak na prawdę NFZet sra na pacjentów onkologicznych! Sra i w dupie ma, że koszt tej decyzji poniosą pacjenci.

Przykro mi, że żyję w takim kraju. Że łożę na ten kraj. Że jestem wyzyskiwana przez ten kraj.
A gdy jestem wyssana jak cytrynka i nie ma już ze mnie finansowej korzyści nadaję się już tylko do piachu. Ja i Wy.

Cały czas mam w pamięci wyraz twarzy Pani Doktor, która z rezygnacją i rozpaczą mówiła, że wielu jej pacjentów przypłaci to życiem ;-(

I to tak jeszcze w temacie... klik!



środa, 22 lipca 2015

168. Szaleństwo jest geniuszem



Anita chciała, Anita ma! Dziś o szaleństwie będzie ;-)

Nie jestem szalona. Pewnie wielu uznałoby mnie za beeeeeeeeeeeeeznadziejnie nudną!!!!

perfekcyjnie poukładana (w nocy o północy jestem w stanie powiedzieć gdzie znajduje się jakikolwiek przedmiot/dokument w naszym domu)
do bólu zaplanowana (mój Mąż zawsze powtarzał, że nie można zaplanować sobie przyszłości, a ja obsesyjnie próbowałam mu udowodnić, że mam rację. Dziś wiem, że nie miałam!)
totalnie niespontaniczna (najchętniej wyjście do znajomych czy wypad do kina wpisałabym w  kalendarz na trzy miesiące przed)

Okazuje się, że największym szaleństwem mojego życia było zachorowanie na raka, choć pewnym zaczątkiem szaleństwa było już wpędzenie się w przedwczesny poród.
Od tego czasu próbuję sama siebie przekonać do zmiany filozofii życiowej w tym zakresie...

bo...








wtorek, 21 lipca 2015

167. Zagadka z nagrodą

NO właśnie...



Zagadka polega na odgadnięciu skąd lubię pogapić się w niebo. I zapewniam, że podpowiedź znajduje się na zdjęciu!
Rodzina nie bierze udziału w zagadce!

Nagrodą jest wybór tematu następnego posta ;-)
gracie?

poniedziałek, 20 lipca 2015

166. Głupawka

Czasem pozwalam by głupawka zawładnęła nami nawet gdy czas jest spania.
Wygląda to mniej więcej tak...






by zakończyć się po 10 wyczerpujących minutkach tak...





niedziela, 19 lipca 2015

165. Bujaaaa!

Jak w temacie ;-)



a wszystko sprowadza się do tego, że wreszcie powolutku oswajamy nasz taras, który dwa lata był nieprzyjaznym pustkowiem na które nie było...
a) pomysłu (wspólnego, który satysfakcjonowałby nas oboje)
b) czasu (taaaa! dobra wymówka, nie?)
c) zapału (zapał nieustannie pakowany był w mieszkanie, potem dziecko...)
d) kasy (i tej wciąż nie ma, ale cudowny Teść złota ręka samodzielnie tworzy nam cudne donice, w których wkrótce zrobi się zielono)

żeby tak jeszcze piorun spalił do popiołów myjnię z naprzeciwka, do której hałasu nie umiem przywyknąć...


czwartek, 16 lipca 2015

164. W nawiązaniu do poprzedniego posta...

...przeszło mi przez myśl pewne wspomnienie, gdy lekarz na mojej drugiej onkologicznej wizycie drugiemu lekarzowi, wykonującemu usg (unicestwionej 5 miesięcy później) piersi, z lekkim zaskoczeniem opowiadał...
"Piotruś, a ty dasz wiarę, że to dziecko znalazło guza w czwartek i już w poniedziałek było u mnie?"
Wtedy dziwiłam się, że lekarz może być zaskoczony moim śmiertelnym przejęciem.
Im więcej słuchałam różnych opowieści onkologicznej treści, których bohaterkami były dość beztroskie niewiasty, tym bardziej jasne stawało się dla mnie zdumienie doktorów.

Coraz mniej chcą mnie widzieć prowadzący mnie onkolodzy.
Jak ja do tego przywyknę??? ;-)


środa, 15 lipca 2015

163. Będę tendencyjna

Nie zapominacie o regularnym pobieraniu cytologii?
Regularnie znaczy minimum raz do roku.
Od jakiś 15 lat ten punkt obowiązkowo wpisuję do mojego kalendarza.
Mimo iż mam już po dziurki w nosie lekarskich wizyt,
spędzania godzin w poczekalniach,
mimo, iż statystycznie rzecz biorąc większą szansę mam na drugiego raka piersi,
w tym roku NIE robię wyjątku.

Wy też nie róbcie. Żadnych wyjątków w tym zakresie!

Mury przychodni, w której prowadziłam ciążę obudziły dużo wspomnień. Z perspektywy aktualnej mojej sytuacji dość mocno bolesne. Wciąż oswajam ten natłok natrętnych myśli, licząc, że w końcu przestaną mnie dźgać jak rozżarzony pogrzebacz.
Albo idę spać o 21...

poniedziałek, 13 lipca 2015

162. Słaby dzień

przychodzi zazwyczaj z nienacka. Po prostu. Ot tak.
Fizycznie
psychicznie.
Pewno jedno zazębia się z drugim. Parszywe zębate koło co kręci się
Kręci się...
...




niedziela, 12 lipca 2015

161. Coś ty taka nadęta???

Podstawową upierdliwością cudownego zabiegu laparoskopii jest fakt, że trzeba nadmuchać pacjenta dwutlenkiem węgla, którego po zakończeniu dłubania w brzuchu nie da się do końca usunąć.
Przez następne dni gaz krąży pomiędzy przeróżnymi organami dając uczucie kolek w niespodziewanych lokalizacjach.
Podczas tej niekończącej się wędrówki musi się wchłonąć do jelit i zostać wydalony w sposób... hmmmm... bardzo naturalny ;-)
Wobec powyższego i słabego oddawania gazu we wspomniany sposób... czuję się jak w dziewiątym miesiącu ciąży, z brzuchem nadętym od dziwnego ciśnienia.
Marzę o porządnym... spompowaniu ;-)

i jeszcze o wyjęciu kłujących szwów z obolałego pępucha!

Posłuchajcie mojej propozycji. Od kilku dni chooooooodzi mi TO TO po głowie i wydaje mi się nieprawdopodobne, że mógłby nie spodobać się komukolwiek ;-)



piątek, 10 lipca 2015

160. Nie tak szybko!

Szykowałam się już do wyjścia dzisiaj.
Niestety tym razem narkoza nie okazała się takim pikusiem jak przy mastektomii i skutecznie przykuła mnie do szpitalnego łóżka na kolejną dobę.

Doktorek uspokoił, że jajniki wyglądały dobrze, choć oczywiście poszły jeszcze na hispat.

Leżę i rozmyślam w przerwach pomiędzy kolejnymi ucieczkami w sen.
Czy podjęłam słuszną decyzję?

czwartek, 9 lipca 2015

159. Dla Ciebie Kochanie



Czy w życiu nierzadko się zdarza, że grzebiemy jedne marzenia kosztem spełnienia innych...?

Córeczko, gdyby nie Ty, pewnie bym się nie zdecydowała na ten krok.
Odkąd Cię mam zmienił się cały mój świat.
Oddałabym wszystko dla Ciebie.
Porzucam pragnienie dziecka, siebie jako normalnej kobiety, bo moim największym marzeniem jest wychować Ciebie.
Chcę wierzyć, że nigdy nie będę musiała być dla Ciebie przykładem jak postąpić w takiej sytuacji.


środa, 8 lipca 2015

158. Welcome back!!

Zmuszona byłam stawić się z rana do szpitala, mimo, że mój pobyt polegał na zbijaniu bąków przez cały dzień, bo wszystkie badania wykonane były wcześniej... Oddałam się zatem czystej przyjemności wygrzewania na zielonym dachu szpitala. Gdyby nie fuck(t) że zrypałam coś na blogu z dodawaniem zdjęć i muzy ubarwiłabym post dokumentującym to zdjęciem. A tak... rybka! Łykam magiczną pastylkę, która ma wysłać mnie w czułe objecia bezmyślnego Morfeusza. Dobranoc Czytacze!

wtorek, 7 lipca 2015

157. Końskie zdrowie

Kolejny raz, odpowiadając na lekarski wywiad mam ochotę krzyknąć...
"Doktory!!!! jak sami widzicie, poza pieprzonym rakiem i felernym genem, jestem okazem końskiego zdrowia!"

Cztery miesiące od zakończenia agresywnej chemii szczycę się wynikami krwi jak u rosłego byczka.
No nie chce być inaczej! Znów mnie pokroją (choć tylko w przenośni, bo operacja będzie laparoskopowa), onkologiczni barbarzyńcy...

A wiecie dlaczego chirurg ma maseczkę na twarzy podczas operacji?
Żeby nie oblizywał skalpela!

Ha! uraczę mojego Doktorka tym żartem wprost ze stołu operacyjnego! Choć w nerwach może mi się zapomnieć...

poniedziałek, 6 lipca 2015

156. Znów edowo mi...

Wielkimi krokami zbliża się TEN dzień.
Oswajam każdą bolesną myśl. Trochę udaję, że jest to obok mnie... nie mnie dotyczy...
Robię po prostu dobrą minę do złej gry.
Jutro anestezjolog wypowie się ostatecznie czy daje zgodę na operację. Niestety nie spodziewam się cudu. Jeśli moje wyniki po przeczołganiu przez podwójną chemię były wystarczające do wykonania mastektomii jutro nie będzie zaskakującej niespodzianki w postaci fatalnego stanu krwi.

Całe moje wewnętrzne ja krzyczy do mnie by uciekać gdzie pieprz rośnie.
Raaaaaatuuuuuuujjjjjj się!!!!!!!!
Póki co pozostaję głucha... ale jak długo?? Starczy mi wytrwałości do czwartku??

Kilka dni temu zmuszona byłam wezwać straż miejską do psa pozostawionego w nagrzanym samochodzie. Telefonicznie obiecali niezwłoczną akcję ratunkową.
Jak idiotka uwierzyłam i pojechałam do domu.
Kilka dni później zapytałam strażnika tegoż parkingu jak zakończyła się ta historia.
Uśmiał się.
Przyjechali po 5 godzinach od wezwania.
Zapowiadam...
Następnym razem nie będę się patyczkować.
Wkurza mnie system!


piątek, 3 lipca 2015

155. Solą w oku...

...jest dla mnie ciągłe bywanie w "moim" szpitalu, który jest głównie szpitalem położniczym, posiadajacym jedynie oddział onkologii.
Każda ciężarna krzyczy na mnie swoim szczęśliwym brzuchem, że nigdy więcej dla mnie ten stan się nie ziści.



Gdy zaczynałam tam leczenie powiedziałam mężowi, że aby odczarować złe konotacje, które utrwaliły się w mojej głowie odnośnie Szpitala Świętej Rodziny, będę musiała urodzić tam dziecko by tym razem dla odmiany poczuć bezbrzeżne szczęście w tych murach.
Geny chciały, że już zawsze na widok Szpitala Madalińskiego żołądek będzie podchodził mi do gardła, serce będzie waliło jak oszalałe, a w głowie huczał głośnym echem strach.

czwartek, 2 lipca 2015

154. Jak skutecznie zrypać sobie humor?

Zapytać doktorka Gugla o samopoczucie po usunięciu jajników... (uwaga! działa tylko gdy w kalendarzu na ścianie wpisana jest na następny czwartek prewencyjna owariektomia!)

dla przykładu...

Po usunięciu jajników niemal u stu procent pacjentek – już w pierwszej lub drugiej dobie po zabiegu – występują ostre objawy (nazywane wypadowymi) związane z przekwitaniem: uderzenia gorąca, kołatanie serca, intensywne poty. Zmiany przebiegają tak gwałtownie, że wymagają szybkiej interwencji lekarskiej. Dlatego w krótkim czasie po operacji kobieta powinna otrzymać dużą dawkę estrogenów. Bez nich dalsze prawidłowe leczenie jest trudne.

(superowo, że dla mnie nawet malutka daweczka nie jest przewidziana!)

i inne gwoździki do trumny dobrego humoru...

Aby nie doszło do niedomagania innych narządów, np. serca, wątroby czy trzustki, kobieta – na indywidualnie dobranej terapii – powinna dotrwać do tzw. średniego wieku przekwitania, czyli do około 51. roku życia. Jeśli operacja była wykonana np. w 38. roku życia, to przez 13 lat warto przyjmować leki hormonalne. Bez takiego wsparcia starość nadchodzi wcześniej niż u rówieśniczek. Ale na tym nie kończą się kłopoty. U kobiety pozbawionej jajników o wiele wcześniej zaczyna się osteoporoza, wzrasta ryzyko wystąpienia zawału serca. Zegar biologiczny tyka szybciej – starzenie jest przyśpieszone o 10 lat. 

Następnie koniecznie należy z godzinkę poryczeć,
w międzyczasie pokrzykując domownikom, że w dupie ma się taką opcję
że wszystko się odwołuje
że lepsza chwila relatywnie normalnego życia, niż takie gówno, które mnie czeka...

;-(

Mam ogromne wątpliwości czy postępuję właściwie. W końcu to gra, w której wciąż miałam szansę wyciągnąć szczęśliwy, wolny od raka los.
Strach zmusił mnie by nie spróbować zagrać.
Być może zyskuję trochę życia... w głowie kołacze mi tylko pytanie czy nieistotny jest komfort tego życia?

Całe szczęście, że rzucenie się w wir dekorowania mieszkania (od pół roku nie mogłam się zebrać z powieszeniem ramek) skutecznie odwróciło moje myśli od fatalnego poranka.

Jutro idę się pokłuć, aby sprawdzić czy mój stan pozwoli na dokonanie swoistego harakiri.

środa, 1 lipca 2015

153. Ja Ida...



Kochany....
czy cztery lata temu niebo płakało nad nami, bo już znało naszą przyszłość...?

nie tego chciałam dla Ciebie, siebie, naszej wyśnionej Córeczki...
tego dnia wierzyłam, że nasze życie będzie pasmem szczęścia, morzem miłości i spełnionych marzeń
może to naiwne, może infantylne...
ale wciąż żyję nadzieją, że w słoju zebranych tego dnia groszówek


 jest TA, która zwróci nam utracone szczęście.