piątek, 13 kwietnia 2018

293. Farewell Kochani...

Z pożegnaniem noszę się już w swojej głowie mniej więcej od roku...
A teraz dojrzałam już do tego wydarzenia.

Był czas choroby, zdrowienia i w końcu osiągnięcia pewności bliskiej absolutnej w moje wyzdrowienie. Blog był integralną częścią każdego z tych procesów. 
Aż w końcu przestałam do niego pasować, tak jakbym wyrosła ze zbyt małej kurtki...

Uznałam, że symboliczna data, w której fizycznie straciłam pierś trzy lata temu jest szyta na miarę idealnego pożegnania (był to też post o rekordowej ilości wyświetleń na tle wszystkich blogowych wpisów).

W ciągu tego czasu przeżyłam takie spektrum uczuć, że starczyłoby, aby obdarować przynajmniej kilka osób i te uczucia przelewałam dla Was, tu na blogu...
od czarnego zwątpienia, rozpaczy absolutnej, piekielnej złości 
poprzez rodzącą się wielką nadzieję przeplataną przez paraliżujący strach, 
aż do słodkiej radości, że żyję.

Rak zmienił mnie w sposób jaki bym nie podejrzewała, że może zmienić człowieka (no może już podejrzewałam to zaczytując się w blogach Asi i Magdy...)
Wyleczyłam się ze wszystkich kompleksów, mimo że jako kobieta straciłam wszystko co wydaje się być kobiece. Paradoksalnie...stałam się pewną siebie, dojrzałą kobieta - taką która zawsze chciałam być. 
Przestałam przejmować się błahymi sprawami, jakie mają one znaczenie gdy walczysz o życie, które ktoś próbuje ci nagle odebrać? 
A przede wszystkim - zakochałam się w życiu. Zachłannie je konsumuję, odczuwając z tego niewymowną radość. 

Trzy lata po pierwszym spojrzeniu na moje ciało bez piersi, dzięki cudownej chirurgii rekonstrukcyjnej, mam znów tę pierś. I zachwycam się nią, mimo że zdrowa kobieta nie chciałaby nawet na taką spojrzeć, nie wspominając o posiadaniu...
To jest właśnie efekt stanu w jakim zostawił mnie rak... Kocham żyć i doceniam każdą chwilę tego życia, pomimo, że nie jest cukierkowo - lukrowe. 
A nie jest pod wieloma względami. Nie mają one jednak prawa głosu w obliczu faktu, ze wygrałam swoje życie z rakiem!

Dziękuję Wam z całego serca, ze towarzyszyliście mi w trakcie tych trochę ponad trzech lat.

Dziękuję za każde dobre słowo, za kciuki, modlitwę - wierzę, że pochodziły z Waszych serc. Ten doping, a nawet zwykła Wasza obecność były dla mnie bardzo ważne. Nie jestem w stanie słowami wyrazić jak bardzo podnosiliście mnie na duchu, podbudowując moją wiarę, że będzie dobrze.

Dziękuję...

I pamiętaj... Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą 😀 możesz wygrać również z rakiem... a ja jestem tego dowodem.
ten ostatni kawałek... da Ci mega moc do każdej walki, na jaką zsyła Cię życie!

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

292. My Girl

taka sobie łóżkowa scena....

Córcia przeciąga się gwałtownie tuż po przebudzeniu:
- o nie...dziś to się mnie wyspałam!
- śpij kochanie jeszcze w takim razie... - odpowiadam jej
- nie! chce mieć jak najdłuższy dzień z moją mamusią....

jak ja ją kocham!
moim największym marzeniem jest być z nią aż stanę się stara, pomarszczona jak rodzynka...



***

"Każdą inną ludzką miłość trzeba zdobywać, trzeba na nią zasługiwać pokonując stojące na jej drodze przeszkody, tylko miłość matki ma się bez zdobywania i bez zasług."
H. Auerbach


sobota, 7 kwietnia 2018

czwartek, 5 kwietnia 2018

290. Wielkie kłamstewka

polecam mini serial
polecano mi książkę, za którą niebawem się zabiorę
i polecam soundtrack...
jak zwykle
w mojej duszy muzyka gra non stop

piątek, 9 lutego 2018

289. Córka amazonki

Zapodam zagadkę z mojego dnia codziennego...

Jak mówi pieszczotliwie córka amazonki (przechodzącej rekonstrukcję) do mamy...? 

"mój ty ekspanderku!" 

Hahahahahahaha

Takie nasze realia... I czasem bywają niewesołe i trudne... 
... gdy wczoraj przed spaniem rozkminia ta moja mądrala... 
"mamuś a skoro znów masz cycusia czy znowu zachorujesz? Boję się że ten rak znów będzie chciał cię zabić" 

Skąd ona to wszytko wie....?? 

Powoli żegnam się z Wami
Ta myśl chodzi mi już od miesiący po glowie 
Chciałabym jakoś symbolicznie zakończyć ten okres w moim życiu, tego bloga...
Muszę zebrać się w sobie. 

Tymczasem trzymajcie się ciepło 

poniedziałek, 30 października 2017

288. Trzy lata


a ja...
wciąż JESTEM

mam swoje smutki
choroba wryła się we mnie chyba bezpowrotnie, a pewne blizny
pozostaną na ciele i psyche pewnie na zawsze

niemniej żaden smutek nie przykryje radości, że żyję

Córciu... póki co jestem słowna
dla Ciebie wszystko, a nawet więcej... byle tylko być razem



przy dobrych wiatrach w lutym znów będę kompletnie symetryczna ;-))))))))
czarujące braletki! uwaga! nadchodzę!



środa, 30 sierpnia 2017

287. Syndrom wicia gniazda

dostałam
czy można nie będąc w ciąży?

a to ciekawy przypadek...

Muszę ogłosić też, że mam niezbity dowód mojego zdrowia psychicznego
albo wiary w wyzdrowienie z raka

totalny luz przy badankach kontrolnych!


edit po badaniach: 
moje zdrowie fizyczne potwierdzają niezbicie wyniki badań:
1. wznowy brak
2. wątroba i reszta brzucha - czysta!!!


oglądaliście kiedyś Carpool Karaoke?
mega pozytywna energia!
aż chce się wsiąść w auto i śpiewać, tańczyć, wydurniać ;-)