Ostatnie dni nie są dla mnie łaskawe. Mam wrażenie, że chemia
wychodzi każdym porem mojej skóry, a wszelkie nieprzyjemne objawy, które
dotychczas już tydzień po wlewie powoli mijały, tym razem uparcie przy
mnie trwają.
Jestem bez sił, w parszywym humorze. Gdyby nie pomoc
najbliższych nie wiem jak dałabym radę stawić czoła mijającym i
nadchodzącym minutom. Nie wyobrażam sobie cierpienia ludzi, zostawionych
samym sobie w chorobie ;-(
Mam wrażenie, że mój
wpis o motywacji do walki w postaci mojej Córci... nie do końca został
odebrany w sposób, który chciałam Wam przekazać. Piszecie do mnie, że
zamykam się trochę w tej miłości, że nic innego wydaje się nie mieć dla
mnie sensu, poza Nią.
Ale nie jest to prawdą.
Moja walka z
chorobą jest przede wszystkim wynikiem chciwego i samolubnego pędu do
życia.
Dla mnie samej w pierwszej kolejności. Zachłannością tego co
jeszcze mogę posmakować, poczuć.
Dla każdego z bliskich walczę nieco inaczej, co nie znaczy, że mniej lub gorzej...
Odmiennie przeżywam chorobę w silnych ramionach Męża, w inny sposób poddając się czułości kruchych ramion zatroskanej Babci...
Każda z kochających mnie osób jest warta mojej walki i zwycięstwa. I myślę, że każda z tych osób to czuje. Mam taką nadzieję!
Jedyne
co wyróżnia moją walkę w roli matki jest świadomość odpowiedzialności
za Adę i jednocześnie jej kruchości i zależności ode mnie. Stąd właśnie
rodzi się we mnie wyjątkowa siła, że nie ma zmiłuj, nie ma poddaj. Że
jestem Jej to winna jak nikomu innemu.
Podobnie jak moja Mama, każdego
dnia przywdziewająca na mój użytek maskę nieustraszonej kobiety, po
prostu wiem, że muszę być matką opoką, twierdzą, bastionem. Niezależnym
od wszelkich burz jakie się nad nami znajdują... niezależnie od własnych lęków i słabości.
***
Dokonał się wczoraj również cud w ustaleniu terminu mojego rezonansu ;-) Możecie zaklaskać z radości, że NFZecik zafunduje mi skanowanie jeszcze przed operacją. Mały sukces.
:-) cuda się zdarzają.
OdpowiedzUsuńOby było ich jak najwięcej.
Aga R
niewazne co cie pcha do zwyciestwa...wazne bys zwyciezyla! jestes madra wiec sluchaj siebie...ty wiesz najlepiej co stanowi wartosc i na czym, badz wokol czego budujesz swoje zycie! byle do przodu..
OdpowiedzUsuńhugs
S.Z.
Mama, Babcia Twoje siostry ale jesteśmy również my! Ja Asia i rodzice, każdy Cie wspiera całym sercem jak tylko może. Jesteśmy jedną wielką drużyną, która zrobi wszystko żebyś wyzdrowiała! Wiem, że tak będzie!
OdpowiedzUsuńMyślami jestem każdego dnia wiem, że daleko ale jednak blisko sercem!!!
Powszechnie wiadomo, że stan psychiczny i nastawienie pacjenta podczas procesu leczenia odgrywają znaczącą rolę. Podejmując się jakiejkolwiek terapii antynowotworowej nasze uczucia nie powinny być ukierunkowane na zmagania, walkę i 'uciążliwą próbę pokonania choroby'. Uczucia te wciąż niosą ze sobą negatywny ładunek emocjonalny i wymierzone są przeciwko naszemu ciału, bo to właśnie w nim znajduje się źródło cierpień chorego. Powinno się raczej postrzegać organizm jako genialny wytwór natury, który nawet w niekorzystnych dla zdrowia warunkach uruchamia wszelkie mechanizmy by jak najdłużej utrzymać się przy życiu i nie doprowadzić do zaburzenia funkcji życiowych. Wskazane jest by osoba chora na raka postrzegała etap leczenia jako cudowny proces wspomagający działania przyrodzonej mądrości ciała, która przecież najlepiej wie jak odzyskać stan pierwotnej równowagi. Medycyna niekonwencjonalna opiera się właśnie na tym założeniu. Jej metody leczenia mają na celu oczyszczenie ciała pacjenta ze złogów toksycznych odpadów oraz wzmocnienie, odżywienie i wsparcie bariery ochronnej organizmu, czyniąc je odpornym na rozwój wielu chorób, w tym raka. Pamiętajmy, że przyczyną choroby nie jest rak, lecz powody, dla których rak się rozwinął. Normalne, zdrowe komórki otrzymują tlen i substancje odżywcze, usuwane są z nich również produkty przemiany materii. Umożliwia to prawidłowy przebieg procesu metabolicznego, dzięki któremu nasze ciało podtrzymywane jest przy życiu. Jeśli jednak z pewnych powodów (opisane zostały one w dziale PRZYCZYNY POWSTANIA RAKA) nastąpi blokada uniemożliwiająca dostarczanie komórkom ich źródła energii, a toksyczne odpady powstałe w wyniku jej przemiany materii nie będą usuwane z otoczenia komórkowego, komórka ta nie może wykonywać dalej swojej funkcji. Te najsłabsze najczęściej giną, jednak inne, aby przystosować się do zmian w drastycznym środowisku mutują się w komórki rakowe, nazywane też beztlenowymi. Dzięki tej przemianie są one w stanie podtrzymywać funkcje życiowe bez użycia tlenu, a swoje potrzeby energetyczne zaspokajają (w nieznacznym stopniu) wykorzystując własny materiał odpadowy. Gdyby nie te zabiegi, ten niezwykle szkodliwy materiał przeniknąłby przez ściany naczyń krwionośnych i dostał do krwiobiegu powodując śmiertelny wstrząs septyczny. Czytając ponownie o procesie rozwoju komórek rakowych( który został dokładniej opisany w STADIUM ROZWOJU RAKA) przypominamy bądź uświadamiamy sobie, że rak nie jest chorobą mająca na celu unicestwienie naszego organizmu, lecz jest desperackim i być może ostatecznym mechanizmem przetrwania ciała, który za wszelką cenę usiłuje podtrzymać metabolizm komórek i nie dopuścić do śmierci. Każda osoba ma szanse na uzdrowienie swojego organizmu. Pacjenci, którym nie dawano szans na przeżycie doznawali cudownych remisji, a pozytywne myślenie zawsze miało dobroczynny wpływ na przebieg leczenia. Podstawową zasada jest uwolnienie swojego umysłu od poczucia, iż jest się ofiarą oraz atakowania siebie czy to szkodliwymi środkami, czy tez negatywnymi myślami. Przeciwności losu nie będą w stanie wytrącić z równowagi człowieka, który przepełniony jest silnym poczuciem wewnętrznego zdrowia i akceptacji do swojej osoby i ciała. Należy więc świadomie pracować nad wyrobieniem w sobie silnej, pozytywnej postawy gdyż nikt nie może wpłynąć na stan naszego ducha tak, jak my sami. Czasami wewnętrzna zmiana może okazać się konieczna przy procesie leczenia.
OdpowiedzUsuńnieznajoma :))
Ludzie zawsze będą wiedzieli lepiej, w ogóle nikomu nie musisz się tłumaczyć. Ja jestem pewna, że wygrasz.
OdpowiedzUsuńKlaśnięcie dla NFZ, czasem i im się coś uda. Pozdrawiam,
Katja
moja żona też była chora na raka piersi , jest teraz zdrowa .ale pamiętam jak się dowiedziałem że ma raka , byłem strasznie przerazony , zagubiony nie wiedziałem co mam robić , czy zona chce żeby ją przytulic czy chce żebym ją dotykał .Byłem strasznie samotny , wszyscy byli skupieni na chorobie zony co jest zrozumiałe , proszę Cię nie zamykaj sie w swojej chorobie i nie zostawiaj męża samego ze swoim lękiem , rozmawiajcie ze sobą , nie popełnijacie takich błędow które my popełnilismy . Były kłótnie i awantury nie potrafiliśmy ze soba rozmawiac , myślałem że choroba zamiast nas zbliżyc to prawie rozdzieliła , ale w pore się opamiętaliśmy. Zycze Wam powodzenia w tej walce o życie i trzymam za Was kciuki i rozmawiajcie ze sobą o swoich uczuciach , lękach .Paweł
OdpowiedzUsuńRzadko myślę o tym wszystkim z jego perspektywy... Dzięki za Twój punkt widzenia ;-)
Usuń