czwartek, 12 marca 2015

75. Wonderful Life

W mojej chorobie jest jeden zasadniczy, ogromny walor.
Paradoksalnie... dostałam czas. Bezcenny czas z moją Córcią.
Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie... kiedy po prostu jesteśmy razem.
Całe, calutkie dnie!
Tulimy się, bawimy, śmiejemy, spacerujemy...
wygłupiamy przed okiem aparatu w komórce...


Nie byłoby tego gdybym wróciła do pracy...
I czuję, że to umacnia naszą więź. Robi ją wyjątkową. Czysta biochemia miłości.


Można powiedzieć, że rak wiele mi odebrał. Ale też coś dał... Zaczynam odkrywać coraz więcej pozytywów tej beznadziejnej sytuacji. Niezmiennie mnie to zaskakuje.




Ah, można by (prawie) rzec, że moje życie jest cudowne!

2 komentarze:

  1. tak, pamiętam jak moja mama cieszyła się, że złamała rękę i do nas przyjechała na cały miesiąc do swoich wnuczków (a mieszka 650 km stąd i wszyscy za sobą strasznie tęsknimy).... a rok potem zachorowała na raka, i też przyjechała na miesiąc i też mi po cichu jak nikt nie słyszał, że tak jej dobrze, że jest z nami, że zapomina, że jest jej niedobrze, że chora.... :) a teraz jest zdrowa i też jest dobrze, czekamy na jej emeryturę wszyscy :) ale u Ciebie do emerytury będzie daleko, niestety

    OdpowiedzUsuń
  2. W mojej chorobie jest jeden zasadniczy, ogromny walor.
    Paradoksalnie... dostałam czas. Bezcenny czas z moją Córcią...pięknie to ujęłaś Ido❤
    i ja odczuwam podobnie...choć moje Córcie tak bardzo daleko...ale są na szczęście telefony...internet...ważne byśmy umiały wykorzystać ten czas...by nie przeciekał przez palce...z serca pozdrawiam Ciebie i Twoją Perełkę ❤

    OdpowiedzUsuń