Powoli zmuszam się do ogarnięcia spraw przed piątkowym wyjazdem.
Jak przystało na sanatoryjną kuracjuszkę odwiedziłam też fryzjera co by zrobić się na bóstwo.
Będę miała rwanie jak nic!!!!! ;-)
Śmieszne to było "cięcie" trwające jakieś 3 minutki. Śmiałyśmy się z
moją fryzjerką, że nawet cięciem nazywać się nie może, co najwyżej
drobną korektą tego co wyrosło po chemii.
Nie ziściło się marzenie o rudych lokach.
Ale bardzo nie roz....paczam ;-)
A zdjęcie gdzie? ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo przecież jest ;-)
Usuń;-)
UsuńNawet mała korekta u fryzjera poprawia nam samopoczucie:)))
OdpowiedzUsuńPamiętam moją pierwszą wizytę u fryzjera po chemii
OdpowiedzUsuńto był czad!
co wyczadowałaś? irokeza? ;-)
Usuńtaaa
Usuńpokryłam siwiznę czarnem kolorem, czego taka gufniara jak Ty nie zrozumnie
rzeczywiście siwizna się mnie nie ima!
UsuńRwanie będzie jak nic! W sanatorium bez tego ani rusz! ;))))
OdpowiedzUsuńno na fajfach w Ciechocinku??????????????????? baaaa!!!!!!!!!
Usuńi na deptaku! :)))))))
UsuńOdpoczywaj i wracaj do formy
Usuń:**
a panna Krysia, panna Krysia
Usuńszlała na turnusach nie od dzisiaj :pp
I basisty rozmarzony wzrok...coś tam,coś tam:)
UsuńI baw się tam dobrze :-)...
OdpowiedzUsuńNetka