Kiedyś ta opowieść bardzo mnie wzruszyła, pewnie niektórzy z Was ją znają.
Ale nawet jeśli tak... i tak warto ją znów przeczytać...
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem
oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia.
Po każdym z minionych dni zostawały na piasku
dwa ślady mój i Pana.
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad
odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I rzekłem:
“Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą
przyrzekłeś być zawsze ze mną ;
czemu zatem zostawiłeś mnie samego
wtedy, gdy mi było tak ciężko ?”
Odrzekł Pan:
“Wiesz synu, że Cię kocham
i nigdy Cię nie opuściłem.
W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad
ja niosłem Ciebie na moich ramionach.”
Czy to uczucie samotności w chorobie jest wobec tego tylko złudzeniem?
piekna przypowiesc :))
OdpowiedzUsuńtroll
Znam, fajnie że przypomniałaś
OdpowiedzUsuń:*
Nie znałam tej przypowieści ale jest bardzo piękna i kązdy z nas czy zdrowy , czy chory zawsze w jakis sposób jest samotny mimo kochającej rodziny jak w moim i mam nadzieję Twoim przypadku .Zawsze jakąś czastkę zostawiamy dla siebie i nie mówimy o tym co nas boli czego sie boimy jakie mamy przemyślenia .Ida przytulam Cię i mam nadzieję że czujesz się w miarę dobrze po radioterapii i o ile dobrze pamiętam niedługo jej koniec . .Zosia
OdpowiedzUsuńZnałam. Czytałam kiedyś z M., później z Mamą M. Obudziłaś wspomnienia, dziękuję. Iduś wydaje mi się, że nie jesteś sama, bo zawsze czyjeś myśli są przy Tobie. Tulę mocno:*
OdpowiedzUsuńTo nie chodzi o.taką fizyczną samotność, nawet nie emocjonalną... nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję to odkąd choruję. Chyba chodzi o to że w obliczu śmierci i tak stoisz sam, nawet w tłumie...
UsuńChodzi o wewnętrzną samotność? Poczucie, że sama musisz stanąć oko w oko ze strachem, złością, nadzieją i całym wachlarzem uczuć, że nikt nie zrozumie nawet jeśli bardzo się stara, bo to dotyczy tylko Ciebie i nikogo więcej? A tłum tylko potęguje tą samotność, bo jest tyle osób dookoła a żadna nie jest w stanie ogarnąć tego, przez co przechodzisz? Ściskam Cię Ida:*
Usuńyhmmmm...
Usuńwiem, że wiesz, mimo, że z innych przyczyn...
Dobrze pamiętasz ;-) jeszcze dwa razy tylko :-D
OdpowiedzUsuńDokuczają mi stawy, ale to chyba po chemii raczej, troche zmęczenie, niewielki odczyn na skórze. generalnie nie jest źle ;-)
Jakbym stanęła obok i widziała moją córkę. I siebie też. Zachorowała 6 lat temu, też BRCA1. Dziś zdrowa i silniejsza. Niedługo zostanie mamą (adopcyjną), a ja dumną babcią.
OdpowiedzUsuńObie cierpiałyśmy bardzo ale każda osobno. Choć wcześniej byłyśmy blisko, w chorobie bardzo się oddaliła, a ja miotałam się i szukałam winy w sobie, rozpaczałam. Nie chodzi o oddalenie fizyczne. Trudno to opisać np. siedziałyśmy przytulone ale z pewnym dystansem. Tak jakbyśmy wiedziały, że w tym momencie nie mogą paść żadne słowa dotyczące choroby. Dziś wiem że nie umiałyśmy być blisko. Przypadkiem na rehabilitacji trafiła do psychologa. Za jej przykładem poszłam ja (w zupełnie inne miejsce). i wreszcie coś pękło. Ja zrozumiałam, ze winiłam się za chorobę dziecka, że rozmowami bałam się ją dotnąć, bałam się , że wymknie mi się strach. Ona zrozumiała, że nie mogła z bliskimi rozmawiać bo bała się że się rozsypie (a miała być dzielna), nie chciała nas zawieźć (uważała że chorobą nas zawiodła itd). Dowiedziałyśmy się, że to normalne że w nieszczęściu człowiek sam się izoluje, by bliskim było lżej. A to nieprawda. Wszystkim jest coraz ciężej. Wszyscy udają. Było wiele rozmów i łez ale udało nam się te uczucia wyrzucić z siebie. Powiem tylko, że zięć nie poszedł, bo przecież nie ma o czym mówić, bo choroba to przeszłość o której trzeba zapomnieć. Nie chce rozmawiać o chorobie, co czuł i tkwi to między nimi do dziś. Proszę mi wierzyć, terapia wiele może pomóc, tak by to straszne doświadczenie dało siłę i "kopa" do przyszłego szczęśliwego życia. Nie trzeba cierpieć w samotności, proszę usunąć zadry jakie zrobiła choroba. Trzymam kciuki za zdrowie i wiele, wiele szczęśliwych lat,