Czy istnieje jakaś granica
przy której zdeptana kolejny raz nadzieja
nie ma już szansy odrodzić się ?
dziś ciężko jest nam w to uwierzyć
jak wlać wiarę w kogoś kto utracił sens
gdy samemu ma się jej deficyt?
Do dziś miałam w sobie wiarę, że istnieje możliwość, abym dźwigała cierpienie swojej choroby
za ukochaną mojemu sercu osobę
...Syna przed Bogiem zaślubionego...
Był czas, kiedy jeszcze będąc zdrowa, gorąco się modliłam
Boże...wymieńmy zakładników
ja za Niego
moje cierpienie
za Jego zdrowie
Moja choroba
i wszystko co doprowadziło mnie do momentu, w którym cierpię z niemożności stworzenia nowego życia
wlało gorący sens w to co mnie dotknęło
Bóg i tak okazał się wyjatkowo łaskawy, że ofiarował mi, mimo wszystko, Córkę
niestety
albo źle zinterpretowałam ziemsko-niebiańskie znaki jako zawarty układ z Bogiem
albo Pan Bóg z nienacka zagrał nieczysto ;-(
dystrofia Ulricha
ma szatańsko czarny i wielki cień
zyskałam do kolekcji kolejny dzień, który wolałabym wymazać z pamięci
Gdzieś w środku wciąż tli się we mnie nadzieja, że nie będzie tak źle jak się tego panicznie boimy
IDA!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że czytam bez zrozumienia!
To niemoże byc tak!
Ida,
OdpowiedzUsuńcokolwiek się wydarzyło nie załamujcie się!!!
Zawsze może być błąd lekarzy ... tzw czynnik ludzki, który zawiódł, róbcie badania, powtarzajcie te badania,
szukajcie, i pisz o ile możesz tutaj, my może też jakoś pomożemy ....
Pozdrawiam Iza
Zagadkowy ten post, ale chyba udało mi się rozwiązać zagadkę. Chodzi pewnie o Mikołaja, Twojego chrześniaka? "Syn przed Bogiem zaślubiony" -ładnie to ujęłaś. Dużo zdrowia dla Ciebie, Mikołaja i całej rodziny.
OdpowiedzUsuńWybitny z Ciebie detektyw zatem :-D
UsuńTak, po 6 latach poszukiwań wreszcie jest diagnoza. Choć w takiej sytuacji nieświadomość była znacznie łatwiejsza... Dawała ogrom nadzieji, o którą teraz bardzo trudno :-(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie zalamujcie się,po prostu nie wiem co mam napisać...moze warto jeszcze skonsultować te diagnozę u innego specjalisty???
UsuńDużo sily życzę :*
Niestety badania genetyczne nie pozostawiają wielkiego pola interpretacyjnego... ;-(
UsuńIduś...przykro to czytać...:-( eh życie...
OdpowiedzUsuńP.S. GlodnyOwoc a jak Twoje samopoczucie??
Uściski!
Netka
Owocku, daj znać jak u Ciebie!!! ;-)
Usuńrety... czy jego rodzice sobie z tym jakoś radzą?... do końca nie jestem pewna, mało wiadomości w Google, ale to oznacza stopniowy zanik np. możliwości chodzenia, tak?
OdpowiedzUsuńtak mi przykro. tyle spada na Waszą rodzinę... jak to unieść?
Tak, stopniowy zanik wszystkich mięśni. Włącznie z oddechowymi.
UsuńPrzepraszam, że nie piszę. Straciłam trochę serce do bloga. Mam wrażenie że nie wnoszę nic ciekawego lub wartościowego tutaj dlatego czuję bezsens jego prowadzenia w tej chwili. Niemniej liczę że to minie, bo Wasze dobre słowa były miodem na moje serce w wielu chwilach - dobrych i złych...
a ja myślę, że dla wielu - chyba zwłaszcza chorych - świadomość, że Ty żyjesz dalej, po staremu, daje wiele siły i odwagi do dalszej walki. Że można pokonać chorobę, że może minąć, a życie nadal będzie naszym udziałem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Pani Ido proszę pisać. Myślę że pani blog jest bardzo wartościowy. Ma pani w sobie tyle wdzięczności, wiary i siły że to nas on podnosi na duchu. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńdziękuję za te miłe słowa! :-D
OdpowiedzUsuń