niedziela, 29 marca 2015
87. Pokrewieństwo dusz
Nigdy nie miałam wielu przyjaciół, ani nawet szerokiego grona znajomych.
Kilka razy ktoś wyznał mi w chwili szczerości, że w pierwszym kontakcie nie zachęcam do bliższej znajomości. I choć kompletnie nie mam parcia na to, aby we wszystkich wzbudzać pozytywne uczucia lub być przez wszystkich lubiana, od tamtej pory uwrażliwiłam się na to jakie wywieram pierwsze wrażenie i chyba nawet podświadomie staram się być bardziej pozytywna w pierwszych sekundach znajomości.
Wiele kontaktów, które uważałam za przyjaźnie mocno rozluźniły mi się pod wpływem prozy życia. Pewnie sama je też zaniedbałam, z lenistwa, braku czasu... choć jestem przekonana, że wina rzadko leży po jednej stronie! Niestety moja choroba niewiele w tym zakresie zmieniła i podejrzewam, że stała się wręcz gwoździem do trumny niektórych kontaktów. Ale przysięgam, rozpaczać nie będę! Moje życie stało się zbyt krótkie na takie pierdoły!
I tak... jedna ze znajomości bardzo mnie zaskoczyła. Megaaaaa pozytywynie!
Od chwili gdy wiedziała o mojej chorobie (a nawet chwilę wcześniej) wspiera mnie każdego dnia. Niespełna dwieście kilometrów dzielących nasze cielesne jestestwa nie jest w tym żadną przeszkodą. Ba!!! dystans ten nigdy nie był zbyt wielki bym nie usłyszała:
"tylko powiedz! i wieczorem będę u ciebie!"
I nie były to tylko puste słowa. Groźba ta została seryjnie spełniona.
poznałyśmy się tysiąc kilometrów od domu, może życie na obczyźnie tak nas do siebie zbliżyło...
od pierwszej chwili czułam, że jesteśmy pokrewnymi duszami
uwielbiam Jej poczucie humoru
cięte
czasem wręcz czarne
podziwiam Jej pewność siebie, bezkompromisowość
rozbawiają mnie Jej zachowania impulsywno-obsesyjne (czy nie mamy tego samego problemu?)
myślałam, że nasza znajomość nie przetrwa próby czasu, ani tym bardziej odległości
tymczasem staje się coraz bliższa
nawet mój Mąż Ją uwielbia ;-)
z Tobą wolę spędzić ostatnie dni przed czekającymi mnie nieprzyjemnościami, niż pucować mieszkanie na miesiące niemocy... (pamiętaj, że to wyznanie pedantycznej pani domu!)
coraz bardziej się cieszę, że moja Córka otrzymała Twoje imię...
Dziękuję, że jesteś...
I jeszcze muzycznie...
sobota, 28 marca 2015
86. No cooking!
Jestem chomikiem jedzeniowym.
Lubię utrzymywać zapasy, pełną spiżarnię.
Gdy otwieram nową paczkę cukru lub mąki, niezwłocznie, na najbliższych zakupach kupuję now, aby nie zdarzyła się sytuacja, w której dopiero lepiąc kopytka orientuję się, że nie mam ani grama mąki w domu...
Często zdarza mi się ugotować za dużo.
Każdą nadwyżkę nawet gotowych dań, mrożę. Niestety rzadko wyjadam (bo wciąż, każdego dnia gotuję!), dlatego wciąż brakuje mi miejsca na kolejną paczkę mrożonej włoszczyzny :-/
W ramach wiosennych porządków postanowiłam jednak spróbować opróżnić zamrażarkę i od trzech dni wciąż rozmrażam, wyjadając te dziwne zapasy.
Odpoczywam od gotowania...
... i zamęczam się myśleniem o najbliższych tygodniach.
A w poniedziałek siem rezonansuję...
Listen as your day unfolds
Challenge what the future holds
Try and keep your head up to the sky
Lovers, they may cause you tears
Go ahead release your fears
Stand up and be counted
Don't be ashamed to cry
You gotta be
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Herald what your mother said
Read the books your father read
Try to solve the puzzles in your own sweet time
Some may have more cash than you
Others take a different view
my oh my heh, hey...
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Time asks no questions, it goes on without you
Leaving you behind if you can't stand the pace
The world keeps on spinning
You can't stop it if you try to
This time it's danger staring you in the face
oh oh oh
Remember
Listen as your day unfolds
Challenge what the future holds
Try and keep your head up to the sky
Lovers, they may cause you tears
Go ahead release your fears
My, oh my...
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Got to be bold, Got to be bad
Got to be wise, no never sad
Got to be hard, not too too hard
All I know is love will save the day
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Lubię utrzymywać zapasy, pełną spiżarnię.
Gdy otwieram nową paczkę cukru lub mąki, niezwłocznie, na najbliższych zakupach kupuję now, aby nie zdarzyła się sytuacja, w której dopiero lepiąc kopytka orientuję się, że nie mam ani grama mąki w domu...
Często zdarza mi się ugotować za dużo.
Każdą nadwyżkę nawet gotowych dań, mrożę. Niestety rzadko wyjadam (bo wciąż, każdego dnia gotuję!), dlatego wciąż brakuje mi miejsca na kolejną paczkę mrożonej włoszczyzny :-/
W ramach wiosennych porządków postanowiłam jednak spróbować opróżnić zamrażarkę i od trzech dni wciąż rozmrażam, wyjadając te dziwne zapasy.
Odpoczywam od gotowania...
... i zamęczam się myśleniem o najbliższych tygodniach.
A w poniedziałek siem rezonansuję...
Listen as your day unfolds
Challenge what the future holds
Try and keep your head up to the sky
Lovers, they may cause you tears
Go ahead release your fears
Stand up and be counted
Don't be ashamed to cry
You gotta be
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Herald what your mother said
Read the books your father read
Try to solve the puzzles in your own sweet time
Some may have more cash than you
Others take a different view
my oh my heh, hey...
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Time asks no questions, it goes on without you
Leaving you behind if you can't stand the pace
The world keeps on spinning
You can't stop it if you try to
This time it's danger staring you in the face
oh oh oh
Remember
Listen as your day unfolds
Challenge what the future holds
Try and keep your head up to the sky
Lovers, they may cause you tears
Go ahead release your fears
My, oh my...
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
Got to be bold, Got to be bad
Got to be wise, no never sad
Got to be hard, not too too hard
All I know is love will save the day
You gotta be bad, you gotta be bold
You gotta be wiser, you gotta be hard
You gotta be tough, you gotta be stronger
You gotta be cool, you gotta be calm
You gotta stay together
All I know, all I know, love will save the day
czwartek, 26 marca 2015
85. DiLOOOOOOOOO! gdzie jesteś?????
brak mi słów na dzisiejszy dzień
brak mi sił na komentarz
dziękuję ministerstwu za zieloną kartę, która miała otwierać przede mną drzwi wszelkich medycznych niebios w Polsce
NIE OTWORZYŁA!
dzięki papierologii, biurokracji i bezsensownych wytycznych, które są jedynie elementem politycznych zagrywek, termin operacji przy dobrych wiatrach poznam w najbliższy wtorek
i mam wielką nadzieję, że mimo, iż nie zapisany czarno na białym w kajecie planowanych operacji (DiLOOOOOOO DiLLLLLOOOO, bez DiLLLLOOOOO ani rusz!) to jednak mi nie ucieknie
bo to pociąg po moje życie
no fu..ing way aby spóźnić się na niego!
a żebym jeszcze miała o czym myśleć
i decydować
w końcu jako laik ;-)
mam trzecią propozycję... mastektomię z jednoczesnym odtworzeniem, która parę miesięcy temu miała być dla mnie nieosiągalna
jestem w matriksie!!!!!! błagam! czy ktoś może mnie obudzić???????
brak mi sił na komentarz
dziękuję ministerstwu za zieloną kartę, która miała otwierać przede mną drzwi wszelkich medycznych niebios w Polsce
NIE OTWORZYŁA!
dzięki papierologii, biurokracji i bezsensownych wytycznych, które są jedynie elementem politycznych zagrywek, termin operacji przy dobrych wiatrach poznam w najbliższy wtorek
i mam wielką nadzieję, że mimo, iż nie zapisany czarno na białym w kajecie planowanych operacji (DiLOOOOOOO DiLLLLLOOOO, bez DiLLLLOOOOO ani rusz!) to jednak mi nie ucieknie
bo to pociąg po moje życie
no fu..ing way aby spóźnić się na niego!
a żebym jeszcze miała o czym myśleć
i decydować
w końcu jako laik ;-)
mam trzecią propozycję... mastektomię z jednoczesnym odtworzeniem, która parę miesięcy temu miała być dla mnie nieosiągalna
jestem w matriksie!!!!!! błagam! czy ktoś może mnie obudzić???????
środa, 25 marca 2015
84. Starcie tytanów
Jutro ważny dzień.
tzw. kominek
poznam wreszcie datę, w której na dobre rozstanę się z padalcem
Listopadowe konsylium było dla mnie traumatyczne.
Załatwiając pewną sprawę w Warszawie i wracając już do domu, z głupia frant zadzwoniłam do szpitala czy są już wyniki mojej biopsji.
Minęło dwa tygodnie od pobrania materiału. Zazwyczaj na wyniki z orzeczeniem raka czeka się około 3 tygodni (w związku z oznaczeniem receptorów).
Gdy usłyszałam, że "tak", żołądek podszedł mi do gardła, a serce zalała fala gorącej nadziei, że skoro są tak prędko, to musi być dobrze.
Mój lekarz nie przedstawił mi wyników. Zabrał mnie natomiast wprost ze swojego gabinetu na "kominek".
Dopiero tam jak przez mgłę, pod nieprzyjemną zimną głowicą USG, dochodziły do mnie na wyrywki dyskusje 7-8 lekarzy...
stan mocno zaawansowany
pakiet przerzutów do węzłów chłonnych
proponuję natychmiastową mastektomię z jednoczesnym usunięciem wszystkich węzłów, o ile rak nie jest potrójnie negatywny, w takim przypadku musimy podać najpierw chemię
nie, nie zgadzam się, uważam, że po biopsji drugiego wątpliwego guza można spróbować operacji oszczędzającej
Panie Ordynatorze! Ta kobieta walczy o życie, nie o pierś!
decyzja co robić należy do Pani...
siadam pół naga
cała dygoczę
nie wierzę w to co się dzieje
mój świat się wali
tonami ciężkich, kaleczących gruzów
żłobiących rany nie do zagojenia, nie do zniesienia
idiotycznie pytam czy to może jednak nie jakiś nowotwór łagodny, czy to nie pomyłka...
ale nie mam już złudzeń, a jeśli miałam... resztki rozwiewa suche stwierdzenie...
"bardzo mi przykro. to... R A K "
a przed oczami tylko moja Córcia
kilka godzin wcześniej przecież karmiłam ją w ciepłym łóżku TĄ piersią!!!!
zaczynam łkać jak dziecko
i czuję się jak małe, skarcone dziecko
Tego dnia ktoś zabrał
resztki mojego bezpieczeństwa
złudzenia, że życie leży tylko w moich rękach
że świat stoi przede mną otworem
tzw. kominek
poznam wreszcie datę, w której na dobre rozstanę się z padalcem
Listopadowe konsylium było dla mnie traumatyczne.
Załatwiając pewną sprawę w Warszawie i wracając już do domu, z głupia frant zadzwoniłam do szpitala czy są już wyniki mojej biopsji.
Minęło dwa tygodnie od pobrania materiału. Zazwyczaj na wyniki z orzeczeniem raka czeka się około 3 tygodni (w związku z oznaczeniem receptorów).
Gdy usłyszałam, że "tak", żołądek podszedł mi do gardła, a serce zalała fala gorącej nadziei, że skoro są tak prędko, to musi być dobrze.
Mój lekarz nie przedstawił mi wyników. Zabrał mnie natomiast wprost ze swojego gabinetu na "kominek".
Dopiero tam jak przez mgłę, pod nieprzyjemną zimną głowicą USG, dochodziły do mnie na wyrywki dyskusje 7-8 lekarzy...
stan mocno zaawansowany
pakiet przerzutów do węzłów chłonnych
proponuję natychmiastową mastektomię z jednoczesnym usunięciem wszystkich węzłów, o ile rak nie jest potrójnie negatywny, w takim przypadku musimy podać najpierw chemię
nie, nie zgadzam się, uważam, że po biopsji drugiego wątpliwego guza można spróbować operacji oszczędzającej
Panie Ordynatorze! Ta kobieta walczy o życie, nie o pierś!
decyzja co robić należy do Pani...
siadam pół naga
cała dygoczę
nie wierzę w to co się dzieje
mój świat się wali
tonami ciężkich, kaleczących gruzów
żłobiących rany nie do zagojenia, nie do zniesienia
idiotycznie pytam czy to może jednak nie jakiś nowotwór łagodny, czy to nie pomyłka...
ale nie mam już złudzeń, a jeśli miałam... resztki rozwiewa suche stwierdzenie...
"bardzo mi przykro. to... R A K "
a przed oczami tylko moja Córcia
kilka godzin wcześniej przecież karmiłam ją w ciepłym łóżku TĄ piersią!!!!
zaczynam łkać jak dziecko
i czuję się jak małe, skarcone dziecko
Tego dnia ktoś zabrał
resztki mojego bezpieczeństwa
złudzenia, że życie leży tylko w moich rękach
że świat stoi przede mną otworem
poniedziałek, 23 marca 2015
83. Schody w dół
Znów zaczynam powoli kroczyć tymi schodami co wiodą w dół pochemicznej niemocy, złego nastroju, że znów nie mogę czegoś sama, że znów zależę od wszelkiej pomocy osób (choć bliskich) to jednak trzecich. Że dostaję zadyszki i palpitacji serca od spaceru do toalety...
Najbardziej lubię być samodzielna, niezależna... zdrowa... choć już prawie nie pamiętam jak to było pędzić starym rytmem ;-(
Jeśli jeszcze nie trzymacie kciuków za jedną fajną Babkę, co dziś pozbywa się padalca z piersi, to potrzymajcie. Każda dobra moc przyda się w tej walce, choćby wirtualna i modlitewna...
Anuk, powodzenia na tej podłej drodze co nam przyszło przejść!
Am I tripping for having a vision?
My prediction: I'mma be on the top of the world
Walk your walk and don't look back, always do what you decide
Don't let them control your life, that's just how I feel
Fight for yours and don't let go, don't let them compare you, no
Don't worry, you're not alone, that's just how we feel
Najbardziej lubię być samodzielna, niezależna... zdrowa... choć już prawie nie pamiętam jak to było pędzić starym rytmem ;-(
Jeśli jeszcze nie trzymacie kciuków za jedną fajną Babkę, co dziś pozbywa się padalca z piersi, to potrzymajcie. Każda dobra moc przyda się w tej walce, choćby wirtualna i modlitewna...
Anuk, powodzenia na tej podłej drodze co nam przyszło przejść!
Am I tripping for having a vision?
My prediction: I'mma be on the top of the world
Walk your walk and don't look back, always do what you decide
Don't let them control your life, that's just how I feel
Fight for yours and don't let go, don't let them compare you, no
Don't worry, you're not alone, that's just how we feel
sobota, 21 marca 2015
82. Pławiła się w miłości...
Wiosna! wiosna! witaj wreszcie!!!!
U mnie za oknem już wczoraj mogłam obserwować jak malutkie przedszkolaki powędrowały mordować Bogu ducha winną Marzannę. Niecierpliwe pędraki!
Wreszcie udało mi się obejrzeć "Joannę".
Nie będzie to chyba zaskakujące ani odkrywcze, gdy napiszę, że przejmuje do głębi, wzrusza do łez (szczególnie końcówka filmu), budzi we mnie jeszcze większe pragnienie wyzwolenia się z tego horroru. Jeszcze nigdy nie miałam w sobie takiej chęci by po prostu spokojnie żyć...
Mimo sytuacji w jakiej w końcu jestem wciąż nie umiem (i nie chcę nawet) wyobrazić sobie jak człowiek jest w stanie zachować przytomność zmysłów, gdy ma już świadomość absolutnej nieuchronności śmierci.
Czasem jednak... life's a pice of shit!
U mnie za oknem już wczoraj mogłam obserwować jak malutkie przedszkolaki powędrowały mordować Bogu ducha winną Marzannę. Niecierpliwe pędraki!
Wreszcie udało mi się obejrzeć "Joannę".
Nie będzie to chyba zaskakujące ani odkrywcze, gdy napiszę, że przejmuje do głębi, wzrusza do łez (szczególnie końcówka filmu), budzi we mnie jeszcze większe pragnienie wyzwolenia się z tego horroru. Jeszcze nigdy nie miałam w sobie takiej chęci by po prostu spokojnie żyć...
Mimo sytuacji w jakiej w końcu jestem wciąż nie umiem (i nie chcę nawet) wyobrazić sobie jak człowiek jest w stanie zachować przytomność zmysłów, gdy ma już świadomość absolutnej nieuchronności śmierci.
Czasem jednak... life's a pice of shit!
piątek, 20 marca 2015
81. A może by tak zacząć zarabiać na blogowaniu....?
Oglądaliście dzisiejsze zaćmienie Słońca?
Piękną pogodę dostałam na ostatni zapewne spacer zanim położy mnie czerwona franca...
Serdeczna dusza ze wschodu zaleciła mi zmianę profilu bloga na modowy ;-) Zaczynam się poważnie nad tym zastanawiać. Wyprę ze świadomości mojego raka i zacznę wreszcie zarabiać na blogowaniu. Nie mówiąc już o tym, że prowadzenie bloga modowego jest znacznie bardziej trendi!!!!
Z Waszych wpisów i @ wiem, że jest tu trochę Chustkowych czytelników. Czy ktoś z Was jest w stanie naprowadzić mnie na grób Asi? Bywam na ząbkowskim cmentarzu przynajmniej dwa razy w miesiącu... za każdym razem myślę by odwiedzić Jej grób. Piotr nigdy nie odpowiedział na mojego @ w tej sprawie ;-(
Proszę... pomóżcie!
Trafiłam na Asię 30 października 2012 roku. Dzień po Jej śmierci. Przeczytałam jednym tchem, dosłownie w kilka dni. Potem wracałam kilkukrotnie do czytania bloga... potem książki...
Od Asi trafiłam też do Wojowniczej. Wessało mnie też od razu...
Mój Mąż wielokrotnie pytał mnie (z pewną dozą irytacji) dlaczego czytam akurat TAKIE blogi, jak mogę się dołować TAKIMI tematami... Nie docierały chyba do Niego moje tłumaczenia, że jedyne co tam znajduję to życie w czystej postaci. Esencję wszystkiego co w życiu najważniejsze. Sito tego co powinniśmy od siebie odrzucić jako kompletnie nieistotne, a co kluczowe w życiu...
Dziś myślę, że Najwyższy miał konkretny cel abym trafiła na Asię i Magdę.
Gdy zachorowałam Magda stała się dla mnie latarnią w ciemności, księgą tajemnej wiedzy jak pozbierać się po usłyszeniu takiego wyroku, jak walczyć i nie poddawać się mimo wszystko... do końca...
Jak nie wierzyć w to, że wszystko ma swój cel???
Piękną pogodę dostałam na ostatni zapewne spacer zanim położy mnie czerwona franca...
Serdeczna dusza ze wschodu zaleciła mi zmianę profilu bloga na modowy ;-) Zaczynam się poważnie nad tym zastanawiać. Wyprę ze świadomości mojego raka i zacznę wreszcie zarabiać na blogowaniu. Nie mówiąc już o tym, że prowadzenie bloga modowego jest znacznie bardziej trendi!!!!
Z Waszych wpisów i @ wiem, że jest tu trochę Chustkowych czytelników. Czy ktoś z Was jest w stanie naprowadzić mnie na grób Asi? Bywam na ząbkowskim cmentarzu przynajmniej dwa razy w miesiącu... za każdym razem myślę by odwiedzić Jej grób. Piotr nigdy nie odpowiedział na mojego @ w tej sprawie ;-(
Proszę... pomóżcie!
Trafiłam na Asię 30 października 2012 roku. Dzień po Jej śmierci. Przeczytałam jednym tchem, dosłownie w kilka dni. Potem wracałam kilkukrotnie do czytania bloga... potem książki...
Od Asi trafiłam też do Wojowniczej. Wessało mnie też od razu...
Mój Mąż wielokrotnie pytał mnie (z pewną dozą irytacji) dlaczego czytam akurat TAKIE blogi, jak mogę się dołować TAKIMI tematami... Nie docierały chyba do Niego moje tłumaczenia, że jedyne co tam znajduję to życie w czystej postaci. Esencję wszystkiego co w życiu najważniejsze. Sito tego co powinniśmy od siebie odrzucić jako kompletnie nieistotne, a co kluczowe w życiu...
Dziś myślę, że Najwyższy miał konkretny cel abym trafiła na Asię i Magdę.
Gdy zachorowałam Magda stała się dla mnie latarnią w ciemności, księgą tajemnej wiedzy jak pozbierać się po usłyszeniu takiego wyroku, jak walczyć i nie poddawać się mimo wszystko... do końca...
Jak nie wierzyć w to, że wszystko ma swój cel???
czwartek, 19 marca 2015
80. Na zdrowie!
Wszystko odbyło się dziś zgodnie z planem. Zatankowałam się do pełna. Będzie jazdaaaaaa na całego!!!!
Taaaaaaaaaaaaaaaaa! tylko żartowałam!!!!!
Słabość już przykuła mnie do kanapy.
Zwlokłam się do komputera tylko dlatego, że muszę zakończyć księgowość Męża zanim opadnę z sił do cna. A skoro tu już jestem... chcę poinformować Was krótko co u mnie.
W przyszłym tygodniu, dokładnie w czwartkowe popołudnie spodziewam się, że znowu przejdę batalię o moją radykalną mastektomię z Panem Ordynatorem R. na sławetnym "kominku". Już się boję, bo ciężko jest mi dyskutować z lekarzem, który każdy mój argument może krótko uciąć, że nie mam racji.
Nie umiem zaufać, że w sytuacji przerzutów do węzłów chłonnych operacja oszczędzająca jest dla mnie w jakikolwiek sposób lepsza niż wycięcie w cholerę wszystkiego. Tym bardziej, że zarówno pozostali lekarze z mojego szpitala, jak również specjaliści z którymi konsultowałam moją osobę, są zdania, że jedynym rozwiązaniem ratującym mi życie jest radykalna mastektomia z usunięciem wszystkich węzłów pachowych. Niestety tylko moja chemiczka wchodzi w polemikę z Panem Ordynatorem, pozostali lekarze, jak to w systemie feudalnym siedzą cichutko. Koniec końców to ja sama muszę przeforsować swoje decyzje. A nie jest mi łatwo...
Podjęte będą decyzje o terminie operacji. Zapewne tuż po Świętach wezmą mnie do szpitala, w celu uczynienia mnie Amazonką w trzy tygodnie po dzisiejszej chemii.
Mam ogromny problem z oczami. Chemia generalnie bardzo wysusza mi skórę i wszystkie śluzówki, w tym oczy. Sztuczne łzy, nawet te z kwasem hialuronowym pomagają na góra minutę. Potem jest draaaaaaamat!
Czy Ci z Was doświadczeni chemicznie, lub posiadający z innych przyczyn podobny problem macie na to jakieś rady?
Za każdym razem zastanawia mnie jaki jest cel moich chemicznych sąsiadek w informowaniu mnie o swoich licznych przerzutach. Z jednej strony czuję, że chcą mnie wesprzeć, pocieszyć... tylko bardzo złą drogę obierają ku temu, a ja nie byłam nigdy i nie jestem na tyle asertywna by im to uświadomić ;-(
Taaaaaaaaaaaaaaaaa! tylko żartowałam!!!!!
Słabość już przykuła mnie do kanapy.
Zwlokłam się do komputera tylko dlatego, że muszę zakończyć księgowość Męża zanim opadnę z sił do cna. A skoro tu już jestem... chcę poinformować Was krótko co u mnie.
W przyszłym tygodniu, dokładnie w czwartkowe popołudnie spodziewam się, że znowu przejdę batalię o moją radykalną mastektomię z Panem Ordynatorem R. na sławetnym "kominku". Już się boję, bo ciężko jest mi dyskutować z lekarzem, który każdy mój argument może krótko uciąć, że nie mam racji.
Nie umiem zaufać, że w sytuacji przerzutów do węzłów chłonnych operacja oszczędzająca jest dla mnie w jakikolwiek sposób lepsza niż wycięcie w cholerę wszystkiego. Tym bardziej, że zarówno pozostali lekarze z mojego szpitala, jak również specjaliści z którymi konsultowałam moją osobę, są zdania, że jedynym rozwiązaniem ratującym mi życie jest radykalna mastektomia z usunięciem wszystkich węzłów pachowych. Niestety tylko moja chemiczka wchodzi w polemikę z Panem Ordynatorem, pozostali lekarze, jak to w systemie feudalnym siedzą cichutko. Koniec końców to ja sama muszę przeforsować swoje decyzje. A nie jest mi łatwo...
Podjęte będą decyzje o terminie operacji. Zapewne tuż po Świętach wezmą mnie do szpitala, w celu uczynienia mnie Amazonką w trzy tygodnie po dzisiejszej chemii.
Mam ogromny problem z oczami. Chemia generalnie bardzo wysusza mi skórę i wszystkie śluzówki, w tym oczy. Sztuczne łzy, nawet te z kwasem hialuronowym pomagają na góra minutę. Potem jest draaaaaaamat!
Czy Ci z Was doświadczeni chemicznie, lub posiadający z innych przyczyn podobny problem macie na to jakieś rady?
Za każdym razem zastanawia mnie jaki jest cel moich chemicznych sąsiadek w informowaniu mnie o swoich licznych przerzutach. Z jednej strony czuję, że chcą mnie wesprzeć, pocieszyć... tylko bardzo złą drogę obierają ku temu, a ja nie byłam nigdy i nie jestem na tyle asertywna by im to uświadomić ;-(
środa, 18 marca 2015
79. State of mind
Jutrzejsze tankowanie oficjalnie potwierdzone ;-) Możecie zacząć odliczanie!
Tymczasem, im bliżej operacji tym częściej dopada mnie cykor. Wgryza mi się w krtań i utrudnia oddychanie.
Boję się jak bardzo okaleczy mnie, szczególnie usunięcie węzłów, bo pierś to podobno pikuś...
...jak dam sobie radę z codziennością - opieką nad Córcią, tempem życia, które lubię, samodzielnością, której potrzebuję jak powietrza...
Nie ma wyjścia, muszę jakoś dać radę! Przeżycia ostatnich dni dały mi kolejną, cenną lekcję (nawet po drugiej stronie potrafisz to, Kseno!) by za bardzo nie rozpaczać nad przeszkodami, które są do przeskoczenia.
Czym jest cena, którą muszę zapłacić za życie? Tylko kolejnym etapem, który podobnie jak chemię muszę przetrwać. Zagryźć zęby i iść jak taran do przodu! W końcu dokąd walczę jestem zwycięzcą!
Przypomnijcie mi o tym gdyby mi się znów zapomniało!
Tymczasem, im bliżej operacji tym częściej dopada mnie cykor. Wgryza mi się w krtań i utrudnia oddychanie.
Boję się jak bardzo okaleczy mnie, szczególnie usunięcie węzłów, bo pierś to podobno pikuś...
...jak dam sobie radę z codziennością - opieką nad Córcią, tempem życia, które lubię, samodzielnością, której potrzebuję jak powietrza...
Nie ma wyjścia, muszę jakoś dać radę! Przeżycia ostatnich dni dały mi kolejną, cenną lekcję (nawet po drugiej stronie potrafisz to, Kseno!) by za bardzo nie rozpaczać nad przeszkodami, które są do przeskoczenia.
Czym jest cena, którą muszę zapłacić za życie? Tylko kolejnym etapem, który podobnie jak chemię muszę przetrwać. Zagryźć zęby i iść jak taran do przodu! W końcu dokąd walczę jestem zwycięzcą!
Przypomnijcie mi o tym gdyby mi się znów zapomniało!
wtorek, 17 marca 2015
78. Bijecie ze mną rekordy ♥♥♥
Moim wprawnym okiem lekarza amatora oceniam, że zostanę dopuszczona do ostatniego tankowania w najbliższy czwartek :-)
Neulasta działa na mnie wybitnie dobrze. Białe krwinki wręcz poganiają smętne erytrocyty, które ciut nie nadążają z szaleńczym tempem wybijania dziada. Do operacji muszę je jakoś podkręcić!
Eny ajdijas hał?
W ostatnich dwóch dniach dostałam tony, hektolitry, kilometry mocy od Was Czytacze, a blog miał niesamowitą rekordową ilość wejść niemalże 3000! Aż ciężko mi w to uwierzyć. Może bloggerowi zaszwankował licznik?
Dziękuję Wam za wszelkie wsparcie ♥♥♥
Mam poczucie winy, że mazgaję się, podczas gdy są osoby, które tego wsparcia potrzebują więcej niż ja, które przechodzą największy dramat swojego życia...
Uwielbaim koncerty z serii unplugged... a Alicia jest w tym absolutnie rewelacyjna!
Neulasta działa na mnie wybitnie dobrze. Białe krwinki wręcz poganiają smętne erytrocyty, które ciut nie nadążają z szaleńczym tempem wybijania dziada. Do operacji muszę je jakoś podkręcić!
Eny ajdijas hał?
W ostatnich dwóch dniach dostałam tony, hektolitry, kilometry mocy od Was Czytacze, a blog miał niesamowitą rekordową ilość wejść niemalże 3000! Aż ciężko mi w to uwierzyć. Może bloggerowi zaszwankował licznik?
Dziękuję Wam za wszelkie wsparcie ♥♥♥
Mam poczucie winy, że mazgaję się, podczas gdy są osoby, które tego wsparcia potrzebują więcej niż ja, które przechodzą największy dramat swojego życia...
Uwielbaim koncerty z serii unplugged... a Alicia jest w tym absolutnie rewelacyjna!
poniedziałek, 16 marca 2015
77. Żegnaj niezłomna Wojowniczko...
Miałam domek.
Domek pewności i wiary, że czeka mnie jeszcze długie i bardzo zwyczajne życie.
Że uda mi się wygrać z tą podłą cholerą.
Okazało się jednak, że ten domek jest z kart. Pierdyknął mi z hukiem, o ile domek z kart może zahuczeć...
Śmierć Magdy dobiła mnie. Mimo, iż od dawna się tego spodziewałam. Mimo, że nie było już dla Niej ratunku od bardzo dawna.
Wczoraj przeżyłam wstrząs, gdy weszłam na Jej bloga. A dzisiejszy dzień był dla mnie swoistym szokiem pourazowym.
Przeżywam to podwójnie.
Będzie mi Jej zwyczajnie brakowało, Jej czarnego humoru, ciętego języka, niezłomnej siły i odwagi w walce, ale również empatii i delikatności. Uwielbiałam Ją czytać. Serce mi pęka wiedząc, że zostawiła Córkę, którą kochała nad życie ;-( Takie sytuacje nie powinny się nigdy zdarzać.
Magda walczyła z tym samym potworem, który pokazał swoją podłą twarz w bardzo podobnym stadium zaawansowania.
Pewnie dlatego odbieram to zbyt osobiście.
Obudziły się moje największe lęki, że moja wygrana będzie chwilowa. Że ja za chwilę również usłyszę, że teraz to już walczymy nie o wyleczenie, a każdy kolejny miesiąc życia. Że przyjdzie mi zmierzyć się z podobnym cierpieniem fizycznym i psychicznym.
Nie mieści mi się w głowie jak to możliwe, że tak silna i dzielna Kobieta przegrała tą walkę. Podobno wiara w wyzdrowienia ma tak wielkie znaczenie w walce z rakiem. Jeśli Jej się nie udało, jak mogę ja dać radę...?
Boję się...
Boję się jak zagubione dziecko...
Żegnaj niezłomna, dzielna Wojowniczko. Dziękuję za każdą lekcję życia od Ciebie.
Do zobaczenia.
Ale jeszcze nie teraz...
Teraz muszę odbudować swój domek z kart.
Tym razem pomóż mi by nie pierdyknął już nigdy.
Odpoczywaj w pokoju.
Domek pewności i wiary, że czeka mnie jeszcze długie i bardzo zwyczajne życie.
Że uda mi się wygrać z tą podłą cholerą.
Okazało się jednak, że ten domek jest z kart. Pierdyknął mi z hukiem, o ile domek z kart może zahuczeć...
Śmierć Magdy dobiła mnie. Mimo, iż od dawna się tego spodziewałam. Mimo, że nie było już dla Niej ratunku od bardzo dawna.
Wczoraj przeżyłam wstrząs, gdy weszłam na Jej bloga. A dzisiejszy dzień był dla mnie swoistym szokiem pourazowym.
Przeżywam to podwójnie.
Będzie mi Jej zwyczajnie brakowało, Jej czarnego humoru, ciętego języka, niezłomnej siły i odwagi w walce, ale również empatii i delikatności. Uwielbiałam Ją czytać. Serce mi pęka wiedząc, że zostawiła Córkę, którą kochała nad życie ;-( Takie sytuacje nie powinny się nigdy zdarzać.
Magda walczyła z tym samym potworem, który pokazał swoją podłą twarz w bardzo podobnym stadium zaawansowania.
Pewnie dlatego odbieram to zbyt osobiście.
Obudziły się moje największe lęki, że moja wygrana będzie chwilowa. Że ja za chwilę również usłyszę, że teraz to już walczymy nie o wyleczenie, a każdy kolejny miesiąc życia. Że przyjdzie mi zmierzyć się z podobnym cierpieniem fizycznym i psychicznym.
Nie mieści mi się w głowie jak to możliwe, że tak silna i dzielna Kobieta przegrała tą walkę. Podobno wiara w wyzdrowienia ma tak wielkie znaczenie w walce z rakiem. Jeśli Jej się nie udało, jak mogę ja dać radę...?
Boję się...
Boję się jak zagubione dziecko...
Żegnaj niezłomna, dzielna Wojowniczko. Dziękuję za każdą lekcję życia od Ciebie.
Do zobaczenia.
Ale jeszcze nie teraz...
Teraz muszę odbudować swój domek z kart.
Tym razem pomóż mi by nie pierdyknął już nigdy.
Odpoczywaj w pokoju.
niedziela, 15 marca 2015
76. Czwarty grzech główny
Stoimy pod kościołem.
Niedokładnie.
Ja stoję. Próbuję się skupić na przynajmniej poprawnym uczestnictwie w mszy.
Ada eksploruje każdy skrawek trawnika, chodnika, czarnej, wilgotnej ziemi.
Śledzę ją jedynie wzrokiem błagając w myślach o łaskawość nad mocno już zabrudzonym kombinezonem (dziwnym zrządzeniem losu wywrotki zdarzają się najczęściej tuż obok kałuży błota...)
Wózkowe mamy i tatusiowie nieokiełznanych wiekowo lub charakternie szkrabów też upodobali sobie to stanie przed kaplicą. Łatwiej dać się wybiegać niż chodzić za dzieckiem krok w krok po kościele.
Stoję i myśli zaczynają dryfować mi w zupełnie innym kierunku niż powinny...
Drobna blondynka. Rozpoznaję ją. Jeździłyśmy razem miejscowym autobusem do pracy. Obie z zaokrąglonymi brzuszkami. Wymieniałyśmy nieśmiałe uśmiechy zrozumienia, że znów nikt nie ustąpił miejsca ni jednej ni drugiej. Urodziła z miesiąc-dwa przede mną. Też dziewczynkę.
Czuję rodzącą się zazdrość. Pewnie wróciła do pracy. Jej życie sprzed ciąży wróciło na swoje tory. Moje wykoleiło się zupełnie.
Młode małżeństwo z niemowlęciem w wózku. Uśmiechają się do siebie, trzymając za ręce. Zazdroszczę im prostej, zwyczajnej relacji. Wieczorem na pewno ich rozmowy dotyczą zupełnie innych tematów niż nasze. Ona nie tuli się do niego z wymaganiem ciągłego potwierdzania, że będzie dobrze. Że jakoś damy radę.
Niemłoda babeczka z czwórką pociech. Piąte w kolejce. Zazdroszczę jej tego stanu. Lubiłam być w ciąży. Ja pewnie już nigdy nie będę. Zazdroszczę jej, że mi przyszło jedynie pomarzyć, że kiedyś jeszcze urodzę siostrę dla mojej Córki. Zamiast tego zmagam się z menopauzą w wieku 33 lat.
Młoda mama z dzieckiem i dumnymi dziadkami. Babcia z rozmarzeniem tuli wnuczka oseska. Zazdroszczę im. Ona nie włożyła swojej matce na barki kamienia. Tony kamieni. Z grawerem "moja córka ma raka".
Zazdrość mnie zżera każdego dnia. Nieładne to uczucie. A jednak nie umiem go powstrzymać.
Zazdrość z życia w normalności.
Zazdrość z beztroski.
Zazdrość, że ktoś może zaprzątać sobie głowę błahymi problemami, bo innych nie ma.
Zazdrość pożre mnie prędzej niż zdychający rak...
Jak uwolnić się od tego paskudnego uczucia i znów poczuć się wolną?
Wczoraj odeszła dzielna Wojowniczka. Amazonka. Niesamowita blogerka. Pięknie umiała ubrać w słowa swoje cierpienie, swoją chorobę, niełatwą codzienność.
Magdo... jesteś już wolna. Leć tam gdzie nic już nie boli. Odpoczywaj...
Niedokładnie.
Ja stoję. Próbuję się skupić na przynajmniej poprawnym uczestnictwie w mszy.
Ada eksploruje każdy skrawek trawnika, chodnika, czarnej, wilgotnej ziemi.
Śledzę ją jedynie wzrokiem błagając w myślach o łaskawość nad mocno już zabrudzonym kombinezonem (dziwnym zrządzeniem losu wywrotki zdarzają się najczęściej tuż obok kałuży błota...)
Wózkowe mamy i tatusiowie nieokiełznanych wiekowo lub charakternie szkrabów też upodobali sobie to stanie przed kaplicą. Łatwiej dać się wybiegać niż chodzić za dzieckiem krok w krok po kościele.
Stoję i myśli zaczynają dryfować mi w zupełnie innym kierunku niż powinny...
Drobna blondynka. Rozpoznaję ją. Jeździłyśmy razem miejscowym autobusem do pracy. Obie z zaokrąglonymi brzuszkami. Wymieniałyśmy nieśmiałe uśmiechy zrozumienia, że znów nikt nie ustąpił miejsca ni jednej ni drugiej. Urodziła z miesiąc-dwa przede mną. Też dziewczynkę.
Czuję rodzącą się zazdrość. Pewnie wróciła do pracy. Jej życie sprzed ciąży wróciło na swoje tory. Moje wykoleiło się zupełnie.
Młode małżeństwo z niemowlęciem w wózku. Uśmiechają się do siebie, trzymając za ręce. Zazdroszczę im prostej, zwyczajnej relacji. Wieczorem na pewno ich rozmowy dotyczą zupełnie innych tematów niż nasze. Ona nie tuli się do niego z wymaganiem ciągłego potwierdzania, że będzie dobrze. Że jakoś damy radę.
Niemłoda babeczka z czwórką pociech. Piąte w kolejce. Zazdroszczę jej tego stanu. Lubiłam być w ciąży. Ja pewnie już nigdy nie będę. Zazdroszczę jej, że mi przyszło jedynie pomarzyć, że kiedyś jeszcze urodzę siostrę dla mojej Córki. Zamiast tego zmagam się z menopauzą w wieku 33 lat.
Młoda mama z dzieckiem i dumnymi dziadkami. Babcia z rozmarzeniem tuli wnuczka oseska. Zazdroszczę im. Ona nie włożyła swojej matce na barki kamienia. Tony kamieni. Z grawerem "moja córka ma raka".
Zazdrość mnie zżera każdego dnia. Nieładne to uczucie. A jednak nie umiem go powstrzymać.
Zazdrość z życia w normalności.
Zazdrość z beztroski.
Zazdrość, że ktoś może zaprzątać sobie głowę błahymi problemami, bo innych nie ma.
Zazdrość pożre mnie prędzej niż zdychający rak...
Jak uwolnić się od tego paskudnego uczucia i znów poczuć się wolną?
Wczoraj odeszła dzielna Wojowniczka. Amazonka. Niesamowita blogerka. Pięknie umiała ubrać w słowa swoje cierpienie, swoją chorobę, niełatwą codzienność.
Magdo... jesteś już wolna. Leć tam gdzie nic już nie boli. Odpoczywaj...
czwartek, 12 marca 2015
75. Wonderful Life
W mojej chorobie jest jeden zasadniczy, ogromny walor.
Paradoksalnie... dostałam czas. Bezcenny czas z moją Córcią.
Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie... kiedy po prostu jesteśmy razem.
Całe, calutkie dnie!
Tulimy się, bawimy, śmiejemy, spacerujemy...
wygłupiamy przed okiem aparatu w komórce...
Nie byłoby tego gdybym wróciła do pracy...
I czuję, że to umacnia naszą więź. Robi ją wyjątkową. Czysta biochemia miłości.
Można powiedzieć, że rak wiele mi odebrał. Ale też coś dał... Zaczynam odkrywać coraz więcej pozytywów tej beznadziejnej sytuacji. Niezmiennie mnie to zaskakuje.
Ah, można by (prawie) rzec, że moje życie jest cudowne!
Paradoksalnie... dostałam czas. Bezcenny czas z moją Córcią.
Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie... kiedy po prostu jesteśmy razem.
Całe, calutkie dnie!
Tulimy się, bawimy, śmiejemy, spacerujemy...
wygłupiamy przed okiem aparatu w komórce...
Nie byłoby tego gdybym wróciła do pracy...
I czuję, że to umacnia naszą więź. Robi ją wyjątkową. Czysta biochemia miłości.
Można powiedzieć, że rak wiele mi odebrał. Ale też coś dał... Zaczynam odkrywać coraz więcej pozytywów tej beznadziejnej sytuacji. Niezmiennie mnie to zaskakuje.
Ah, można by (prawie) rzec, że moje życie jest cudowne!
wtorek, 10 marca 2015
74. Nose... on Fire
Sabooooooootaż!!!!!!
Saaaaaaaaaaaaaaboooootaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaż!!!!!!!!!
Poskarżę się jak w reklamie:
"Katar mnie zablokował!"
A byłam tak blisko zakończenia chemii w terminie i bez komplikacji!
Oczywiście, nic przesądzonego, że tak właśnie się nie stanie, ale zagrożenie całej misji jest realne! Proszę o wzmożenie kciukasków!
Saaaaaaaaaaaaaaboooootaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaż!!!!!!!!!
Poskarżę się jak w reklamie:
"Katar mnie zablokował!"
A byłam tak blisko zakończenia chemii w terminie i bez komplikacji!
Oczywiście, nic przesądzonego, że tak właśnie się nie stanie, ale zagrożenie całej misji jest realne! Proszę o wzmożenie kciukasków!
poniedziałek, 9 marca 2015
73. Pierwsza... mucha wiosnę czyni???
Niebiańskie słońce calutki dzionek obwieszczało mi do okna:
"WIOSNAAAAAA! WIOSNAAAAAA!!!!!!!"
W takie dni uwielbiam swoje południowe okno salonowe!
Zaczyna mi chodzić po głowie mycie okien, ha!!!
Też TAK u Was było???
A otwartym oknem sypialnianym wpadła do nas pierwsza niemrawa... mucha
tak niemrawa nieboraczka jedna, że zginęła pod niezbyt szybkim nawet rzutem kapcia
Okrutnam??
Nie lubię...much
Do tego pamiętliwa jestem!!!!
Jedna wywinęła mi kiedyś koszmarne świństwo
Złożyła mi jaja w urodzinowym obiedzie
Mszczę się teraz na całym obrzydliwym muszym rodzie
I nie można o mnie powiedzieć, żem z tych co muchy nie skrzywdzą
Niestety
Dla muchy
Uważajcie z następowaniem mi na odcisk ;-)
No to polećmy znów z babką z rodzaju wojowniczek...
lubię ten kawałek, kojarzy mi się z latem kiedy pokochałam mojego męża, dawno, dawnoooooo temu.............................
patrząc na tą śliczną Australijkę marzyłam by być tak śliczna jak ona... do głowy by mi wtedy nie przyszło, że obu nam trafi się tak paskudna choroba...
"WIOSNAAAAAA! WIOSNAAAAAA!!!!!!!"
W takie dni uwielbiam swoje południowe okno salonowe!
Zaczyna mi chodzić po głowie mycie okien, ha!!!
Też TAK u Was było???
A otwartym oknem sypialnianym wpadła do nas pierwsza niemrawa... mucha
tak niemrawa nieboraczka jedna, że zginęła pod niezbyt szybkim nawet rzutem kapcia
Okrutnam??
Nie lubię...much
Do tego pamiętliwa jestem!!!!
Jedna wywinęła mi kiedyś koszmarne świństwo
Złożyła mi jaja w urodzinowym obiedzie
Mszczę się teraz na całym obrzydliwym muszym rodzie
I nie można o mnie powiedzieć, żem z tych co muchy nie skrzywdzą
Niestety
Dla muchy
Uważajcie z następowaniem mi na odcisk ;-)
No to polećmy znów z babką z rodzaju wojowniczek...
lubię ten kawałek, kojarzy mi się z latem kiedy pokochałam mojego męża, dawno, dawnoooooo temu.............................
patrząc na tą śliczną Australijkę marzyłam by być tak śliczna jak ona... do głowy by mi wtedy nie przyszło, że obu nam trafi się tak paskudna choroba...
sobota, 7 marca 2015
72. Oł je! Spinning Around!!!!
Oj tak!!!!! Jest moc i obracam się znów jak mały bączek!!!!!!!!!
ŻYJĘ! ZNÓW ŻYJĘ!!!!!!!!!!!!!
Wiecie, że Kylie też jest amazonką? że wygraną nie muszę chyba wspominać?
I jeszcze mała prywata, wybaczcie...
Zuzu, moja "mała" sis... niech Ci się wiedzie w życiu! Szczęśliwie i zdrowo! Nie mogę uwierzyć, że jesteś taakaaaa stara! Dopiero co czekałam na Twój przyjazd ze szpitala w ostatnim pokoju raz za razem ścieląc malutkie łóżeczko (cały czas było nazbyt niedoskonałe!)
LOV!!! Siła sióstr 4EVER!
piątek, 6 marca 2015
71. Zeszłoroczny śnieg
Znów nachodzą mnie wspomnienia. Natrętne myśli nawołujące, aby wracać pamięcią do tego co było przed rokiem. Z jednej strony bardzo tego nie lubię, a z drugiej nie zawsze umiem się sama przed tym obronić.
Pierwsze dwa miesiące po urodzeniu Aduni były męczące, trudne w nowej roli, ale mimo wszystko były bezbrzeżem szczęścia i czasem spełnionych marzeń.
Bardzo szybko okazało się dla mnie, że macierzyństwo to nie sielanka z reklamy produktów dla niemowląt. Po dwóch miesiącach ekscytującego poznawania się, uczenia nawzajem i rodzących się między nami uczuć przeszłam ciężką próbę wytrwałości, samozaparcia i wiary w siebie samą.
Pomimo wizyt u wielu specjalistów, lekarzy, doradców laktacyjnych nie udało się nam rozwiązać zagadki dlaczego Ada nagle odrzuciła karmienie piersią, a które mimo ogromnych starań, miesięcy wyrzeczeń i ciężkiej pracy zaakceptowała w końcu tylko w sobie wybranym zakresie.
Istnieją opinie, że jednym z objawów raka piersi jest nagłe i niemożliwe do racjonalnego wyjaśnienia odrzucenie piersi przez niemowlę. Nie wiem na ile są to pseudonaukowe dywagacje, czy fakty poparte rzeczywistymi przypadkami o znaczeniu statystycznym, ale zastanawiam się czasem czy moja Córcia była pierwszą osobą, która szóstym zmysłem wyczuła w mojej piersi potwora?
Rok temu przeżywałam ciężki dla mnie czas, jako matki, kobiety...
Wydawało mi się, że stoję przed ogromnym murem, którego nie jestem w stanie przeskoczyć, sforsować, zburzyć... Czułam, że zawiodłam w jakimś sensie moje dziecko. Myślę, że te uczucia umie zrozumieć tylko matka bez reszty zdeterminowana, aby karmić piersią i której w jakimś stopniu się to nie udało.
Dziś kolejny raz, widzę, że każda ciężka chwila, z jaką musimy się zmierzyć, z upływem czasu przestaje być tak dramatyczna jaką się nam ówcześnie wydawała. Czy za kolejny rok będę tak też widziała schyłek zimy 2015 roku???
Pierwsze dwa miesiące po urodzeniu Aduni były męczące, trudne w nowej roli, ale mimo wszystko były bezbrzeżem szczęścia i czasem spełnionych marzeń.
Bardzo szybko okazało się dla mnie, że macierzyństwo to nie sielanka z reklamy produktów dla niemowląt. Po dwóch miesiącach ekscytującego poznawania się, uczenia nawzajem i rodzących się między nami uczuć przeszłam ciężką próbę wytrwałości, samozaparcia i wiary w siebie samą.
Pomimo wizyt u wielu specjalistów, lekarzy, doradców laktacyjnych nie udało się nam rozwiązać zagadki dlaczego Ada nagle odrzuciła karmienie piersią, a które mimo ogromnych starań, miesięcy wyrzeczeń i ciężkiej pracy zaakceptowała w końcu tylko w sobie wybranym zakresie.
Istnieją opinie, że jednym z objawów raka piersi jest nagłe i niemożliwe do racjonalnego wyjaśnienia odrzucenie piersi przez niemowlę. Nie wiem na ile są to pseudonaukowe dywagacje, czy fakty poparte rzeczywistymi przypadkami o znaczeniu statystycznym, ale zastanawiam się czasem czy moja Córcia była pierwszą osobą, która szóstym zmysłem wyczuła w mojej piersi potwora?
Rok temu przeżywałam ciężki dla mnie czas, jako matki, kobiety...
Wydawało mi się, że stoję przed ogromnym murem, którego nie jestem w stanie przeskoczyć, sforsować, zburzyć... Czułam, że zawiodłam w jakimś sensie moje dziecko. Myślę, że te uczucia umie zrozumieć tylko matka bez reszty zdeterminowana, aby karmić piersią i której w jakimś stopniu się to nie udało.
Dziś kolejny raz, widzę, że każda ciężka chwila, z jaką musimy się zmierzyć, z upływem czasu przestaje być tak dramatyczna jaką się nam ówcześnie wydawała. Czy za kolejny rok będę tak też widziała schyłek zimy 2015 roku???
czwartek, 5 marca 2015
70. Mrauuuuu!
Brzydkiego samopoczucia ciąg dalszy...
|
Mraaaaauuuu! Czy wyglądam jakbym nie miał ochoty na pieszczoty? |
Wiecie co łączy faceta z kotem?
1. Wrzeszczy gdy jest głodny
2. Zawsze pcha się do łóżka
3. Wystarczy go pogłaskać i od razu podnosi ogon do góry
4. Kiedy ktoś go pogłaszcze zawsze domaga się więcej
5. Lubi ocierć się o Twoje przyjciółki
6. Czasami ma problemy z trafieniem do kuwety
7. Wpycha nos do każdego garnka
8. Nie wyjaśnia czemu zniknął na cały dzień
9. Nie sprząta po sobie
10. Cały czas by spał
Co Wy na to facety? ;-)
środa, 4 marca 2015
69. Pa lulu...
Nie spanie prawie całą noc (szczególnie w czasie, gdy powinnam regenerować się po chemii) skutkuje spłodzeniem zamulastego dnia.
Córci daje w kość ząbkowanie, a nam bezsenne noce. Tatuś jest dobry do czasu, gdy tuli w tatusiowych ramionach, koniecznie w trybie chodzącym.
W rodzicielskim łóżku, tryb leżenia, musi już być MAMA. Do tulenia, skubania szyi, miętoszenia polików, wzywania dawno już zapomnianych "cycy". Nawet megaaaa zmęczona nie umiem usnąć z takimi atrakcjami...
Niby odsypiam w dzień. Od dłuższego czasu kilka razy w pochemicznym tygodniu śpię w dzień. Niestety najczęściej pobudkę zarządza Ada, po maksymalnie 2 godzinkach. A ja wstaję zupełnie rozbita, jakby ktoś zerwał mnie w środku nocy. Gdy nie mam roztoczonej opieki nad sobą, jak na przykład dziś w postaci Cioci, która co tydzień przyjeżdża do nas na cały dzień z Grójca (dziękuję!!!!), czasem wolę się w ogóle nie kłaść, bo nie ogarniam dynamicznych sytuacji następujących po pobudce Ady...
Do tego mam problem logistyczny z wprowadzeniem do życia wcześniejszego chodzenia spać ;-( Minus posiadania męża sowy...
Do posłuchania... niepokojąco elektryzujący PR...
polecam ;-)
Noc jest z milczenia skrzydeł ptasich
Gwiazdy z mądrości swoich oczu
Rozkute w planetarnym czasie
po grzbiecie nieba światło toczą
Modlitwa jest z wzniosłości dzwonów
Z zadumy kaplic i organów
Z różańca wpół uśpionych domów
Co na mszę pod kościołem staną
A my z wiecznego niepokoju
Z przelotów wiatru,z garści cienia
Z brzóz przedwieczornych
Które stoją nad cichą rzeką zamyślenia
A my z harmonii i rozdźwięku
Z niecierpliwości strun spragnionych
Które od bólu łzami pękną
Pod gniewem rozpalonych dłoni
A my z wiecznego niepokoju
Z przelotów wiatru,z garści cienia
Z brzóz przedwieczornych
Które stoją nad cichą rzeką zamyślenia
A my z harmonii i rozdźwięku
Z niecierpliwości strun spragnionych
Które od bólu łzami pękną
Pod gniewem rozpalonych dłoni
Córci daje w kość ząbkowanie, a nam bezsenne noce. Tatuś jest dobry do czasu, gdy tuli w tatusiowych ramionach, koniecznie w trybie chodzącym.
W rodzicielskim łóżku, tryb leżenia, musi już być MAMA. Do tulenia, skubania szyi, miętoszenia polików, wzywania dawno już zapomnianych "cycy". Nawet megaaaa zmęczona nie umiem usnąć z takimi atrakcjami...
Niby odsypiam w dzień. Od dłuższego czasu kilka razy w pochemicznym tygodniu śpię w dzień. Niestety najczęściej pobudkę zarządza Ada, po maksymalnie 2 godzinkach. A ja wstaję zupełnie rozbita, jakby ktoś zerwał mnie w środku nocy. Gdy nie mam roztoczonej opieki nad sobą, jak na przykład dziś w postaci Cioci, która co tydzień przyjeżdża do nas na cały dzień z Grójca (dziękuję!!!!), czasem wolę się w ogóle nie kłaść, bo nie ogarniam dynamicznych sytuacji następujących po pobudce Ady...
Do tego mam problem logistyczny z wprowadzeniem do życia wcześniejszego chodzenia spać ;-( Minus posiadania męża sowy...
Do posłuchania... niepokojąco elektryzujący PR...
polecam ;-)
Noc jest z milczenia skrzydeł ptasich
Gwiazdy z mądrości swoich oczu
Rozkute w planetarnym czasie
po grzbiecie nieba światło toczą
Modlitwa jest z wzniosłości dzwonów
Z zadumy kaplic i organów
Z różańca wpół uśpionych domów
Co na mszę pod kościołem staną
A my z wiecznego niepokoju
Z przelotów wiatru,z garści cienia
Z brzóz przedwieczornych
Które stoją nad cichą rzeką zamyślenia
A my z harmonii i rozdźwięku
Z niecierpliwości strun spragnionych
Które od bólu łzami pękną
Pod gniewem rozpalonych dłoni
A my z wiecznego niepokoju
Z przelotów wiatru,z garści cienia
Z brzóz przedwieczornych
Które stoją nad cichą rzeką zamyślenia
A my z harmonii i rozdźwięku
Z niecierpliwości strun spragnionych
Które od bólu łzami pękną
Pod gniewem rozpalonych dłoni
wtorek, 3 marca 2015
68. Ehhh!
A Wy którym typem jesteście??
Ja generalnie zawsze uważałam się (przynajmniej pod względem zwlekania z łóżka) za energicznego, gotowego do nowych wyzwań... liska
Tymczasem... po chemii... czuję się i wyglądam jak sztywny, zmurszały typek z foty nr 2!!!
Co za rozdźwięk!
Ehh...
Ja generalnie zawsze uważałam się (przynajmniej pod względem zwlekania z łóżka) za energicznego, gotowego do nowych wyzwań... liska
Tymczasem... po chemii... czuję się i wyglądam jak sztywny, zmurszały typek z foty nr 2!!!
Co za rozdźwięk!
Ehh...
poniedziałek, 2 marca 2015
67. Wypocić chemię
Zamilkłam.
Doszłam do wniosku, że nie będę zanudzać wciąż tym samym. Jak ubrać w inne słowa żale, że mi źle, niedobrze, słabo, bez energii, raz gorąco raz zimno...??
b e z s e n s u...
Napiszę, że dochodzę do siebie.
Choć może bardziej akuratnie byłoby rzec, że aktualnie WYCHODZĘ z siebie, aby po wszystkim wrócić, gdzieś koło weekendu zapewne...
Nie ma dramatu. Z dzisiejszą pomocą Mam, która mogła wziąć wolne na rzecz opieki nad malutką córcią dzień minął dość sprawnie.
Sprawnie... bo nie musiałam gotować, ogarniać, zmieniać pieluch, myć zakupcianej pupki.
Mogłam za to:
1. leżeć i pachnieć
2. leżeć i gapić się w tv
3. bezwstydnie drzemać dwie godzinki w samym środku dnia
Dziękuję Mamo! Jak dobrze, że dziecko zawsze zostaje dzieckiem w oczach i sercu swojej mamy...
Jutro dostaję gotowy obiad od przysposobionej ;-) Mamy, przysposobiony Tato wyspaceruje Córcię. Full serwis! Dobrze mieć podwójną rodzinę!
Liczę, że nie będzie dużo gorzej niż dziś i jakoś damy radę pociągnąć i wtorek...
Tymczasem... dziękuję Czytacze, że wciąż ze mną jesteście! Od czasu do czasu czuję dolatującą moc od Was!
Doszłam do wniosku, że nie będę zanudzać wciąż tym samym. Jak ubrać w inne słowa żale, że mi źle, niedobrze, słabo, bez energii, raz gorąco raz zimno...??
b e z s e n s u...
Napiszę, że dochodzę do siebie.
Choć może bardziej akuratnie byłoby rzec, że aktualnie WYCHODZĘ z siebie, aby po wszystkim wrócić, gdzieś koło weekendu zapewne...
Nie ma dramatu. Z dzisiejszą pomocą Mam, która mogła wziąć wolne na rzecz opieki nad malutką córcią dzień minął dość sprawnie.
Sprawnie... bo nie musiałam gotować, ogarniać, zmieniać pieluch, myć zakupcianej pupki.
Mogłam za to:
1. leżeć i pachnieć
2. leżeć i gapić się w tv
3. bezwstydnie drzemać dwie godzinki w samym środku dnia
Dziękuję Mamo! Jak dobrze, że dziecko zawsze zostaje dzieckiem w oczach i sercu swojej mamy...
Jutro dostaję gotowy obiad od przysposobionej ;-) Mamy, przysposobiony Tato wyspaceruje Córcię. Full serwis! Dobrze mieć podwójną rodzinę!
Liczę, że nie będzie dużo gorzej niż dziś i jakoś damy radę pociągnąć i wtorek...
Tymczasem... dziękuję Czytacze, że wciąż ze mną jesteście! Od czasu do czasu czuję dolatującą moc od Was!
Subskrybuj:
Posty (Atom)