Z pożegnaniem noszę się już w swojej głowie mniej więcej od roku...
A teraz dojrzałam już do tego wydarzenia.
Był czas choroby, zdrowienia i w końcu osiągnięcia pewności bliskiej absolutnej w moje wyzdrowienie. Blog był integralną częścią każdego z tych procesów.
Był czas choroby, zdrowienia i w końcu osiągnięcia pewności bliskiej absolutnej w moje wyzdrowienie. Blog był integralną częścią każdego z tych procesów.
Aż w końcu przestałam do niego pasować, tak jakbym wyrosła ze zbyt małej kurtki...
Uznałam, że symboliczna data, w której fizycznie straciłam pierś trzy lata temu jest szyta na miarę idealnego pożegnania (był to też post o rekordowej ilości wyświetleń na tle wszystkich blogowych wpisów).
W ciągu tego czasu przeżyłam takie spektrum uczuć, że starczyłoby, aby obdarować przynajmniej kilka osób i te uczucia przelewałam dla Was, tu na blogu...
Uznałam, że symboliczna data, w której fizycznie straciłam pierś trzy lata temu jest szyta na miarę idealnego pożegnania (był to też post o rekordowej ilości wyświetleń na tle wszystkich blogowych wpisów).
W ciągu tego czasu przeżyłam takie spektrum uczuć, że starczyłoby, aby obdarować przynajmniej kilka osób i te uczucia przelewałam dla Was, tu na blogu...
od czarnego zwątpienia, rozpaczy absolutnej, piekielnej złości
poprzez rodzącą się wielką nadzieję przeplataną przez paraliżujący strach,
aż do słodkiej radości, że żyję.
Rak zmienił mnie w sposób jaki bym nie podejrzewała, że może zmienić człowieka (no może już podejrzewałam to zaczytując się w blogach Asi i Magdy...)
Rak zmienił mnie w sposób jaki bym nie podejrzewała, że może zmienić człowieka (no może już podejrzewałam to zaczytując się w blogach Asi i Magdy...)
Wyleczyłam się ze wszystkich kompleksów, mimo że jako kobieta straciłam wszystko co wydaje się być kobiece. Paradoksalnie...stałam się pewną siebie, dojrzałą kobieta - taką która zawsze chciałam być.
Przestałam przejmować się błahymi sprawami, jakie mają one znaczenie gdy walczysz o życie, które ktoś próbuje ci nagle odebrać?
A przede wszystkim - zakochałam się w życiu. Zachłannie je konsumuję, odczuwając z tego niewymowną radość.
Trzy lata po pierwszym spojrzeniu na moje ciało bez piersi, dzięki cudownej chirurgii rekonstrukcyjnej, mam znów tę pierś. I zachwycam się nią, mimo że zdrowa kobieta nie chciałaby nawet na taką spojrzeć, nie wspominając o posiadaniu...
To jest właśnie efekt stanu w jakim zostawił mnie rak... Kocham żyć i doceniam każdą chwilę tego życia, pomimo, że nie jest cukierkowo - lukrowe.
A nie jest pod wieloma względami. Nie mają one jednak prawa głosu w obliczu faktu, ze wygrałam swoje życie z rakiem!
Dziękuję Wam z całego serca, ze towarzyszyliście mi w trakcie tych trochę ponad trzech lat.
Dziękuję za każde dobre słowo, za kciuki, modlitwę - wierzę, że pochodziły z Waszych serc. Ten doping, a nawet zwykła Wasza obecność były dla mnie bardzo ważne. Nie jestem w stanie słowami wyrazić jak bardzo podnosiliście mnie na duchu, podbudowując moją wiarę, że będzie dobrze.
Dziękuję...
I pamiętaj... Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą 😀 możesz wygrać również z rakiem... a ja jestem tego dowodem.
ten ostatni kawałek... da Ci mega moc do każdej walki, na jaką zsyła Cię życie!